poniedziałek, 3 czerwca 2019

XV. Nie ma nic gorszego, niż moment kiedy w życiu p*******i się dosłownie wszystko...

~ Suzanne~

Ciągłe wizyty w szpitalu sprawiły, że zmieniłam zdanie o Florianie. Od spotkanie z Sophie czułam się dziwnie zagrożona. Niby wiedziałam, że ona nie może zrobić mi krzywdy, ale bałam się, że któregoś dnia jednak to się zmieni i wyląduję w jakimś zaułku zdana tylko i wyłącznie na siebie. Spędzałam dużo czasu z Andreasem - przynajmniej wtedy mogłam się wyłączyć i nie myśleć o przeszłości. Próbowałam skupić całą swoją uwagę na tym, co dopiero nadejdzie... albo raczej na tym, co według mnie nadejść powinno. Terapia wprowadzona przez Wolfe zaczynała przynosić rezultaty. Te okropne bóle głowy pojawiały się coraz rzadziej. Jedynym minusem były mdłości, które przychodziły znienacka, w dodatku w najmniej odpowiednim momencie. Udawałam przed tatą, że wszystko jest w porządku, ale Claudia na kilometr wyczuwała, że coś jest nie tak. Kwiecień nie rozpieszczał nas zbytnio piękną pogodą. Marzyła mi się wyprawa w góry, piękne i śnieżnobiałe. Wiedziałam, jednak, że nie ma opcji żeby ojciec i Andreas wyrazili na to zgodę. 
- Powinnaś wrócić do środka. - z kubkiem gorącej czekolady siedziałam właśnie na huśtawce w ogrodzie, kiedy Claudia pojawiła się dosłownie znikąd. - Zmarzniesz. - kobieta usiadła obok i spojrzała na mnie spod półprzymkniętych powiek. - Musisz to w końcu z siebie wyrzucić, Suz. W przeciwnym razie to zje Cię od środka.
- A nie zauważyłaś, że to "coś" już mnie zżera? - nie chciałam być nie uprzejma. Po prostu zaczynało mnie już irytować jej zachowanie. - Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie sama ze swoimi problemami.
- Wiesz jaki jest największy? - spojrzałam na nią i natychmiast odwróciłam głowę. - Twoim największym problemem jest brak wiary.
- Wiary w co? W to, że nagle okaże się, że ta cudowna kuracja, którą wynalazł Florian sprawi, że wyzdrowieje? Niestety to nie możliwe i obydwie o tym wiemy. Nie rozumiem tylko dlaczego udajesz, że jest inaczej? - byłam zła, ale nie powinnam była wyładowywać swojej frustracji na jedynej osobie, która rozumiała położenie w jakim się obecnie znajdowałam.
- Bo wierzę, że jednak jest dla Ciebie jakaś szansa Wierzę, że Ty i Andreas macie wspólną przyszłość. - usłyszałyśmy wołanie taty i Claudia pobiegła w stronę domu. Zostałam sama, pogrążona we własnych myślach.

- Dlaczego nie dasz sobie pomóc? - już od dawna nie czułam jej obecności.
- Bo dla mnie nie ma ratunku. Czuję, że to coś w mojej głowie usilnie próbuje zabrać mi resztki wiary, którą mam. - mama wygląda jakoś inaczej - jest blada, a jej włosy pozbawione są blasku.
- To Ty sama ja sobie zabierasz. Suzanne nie możesz iść tą drogą. Musisz walczyć. Jeśli nie chcesz tego dla siebie, zrób to dla taty. On bez Ciebie sobie nie poradzi.
- Ma teraz nową rodzinę i pewnie nawet nie zauważy, gdy odejdę. - poczułam chłód na swoim policzku. - Andreas też sobie poradzi. - chyba sama nie wierzyłam w to, co mówię.
- Jest ze mną ktoś, z kim powinnaś porozmawiać. - dopiero wtedy zorientowałam się, że tuż obok mnie stoi ktoś jeszcze.
- Anna. - wyszeptałam w kierunku postaci, która uśmiechnęła się do mnie. - Ale jak Ty...
- Nie bój się. Wszystko jest dobrze.
- Zostawiłaś mnie. - narastał we mnie gniew. - Obiecałaś, że zawsze będziemy razem i ot tak odeszłaś.
- Wiem. Przepraszam, ale nie widziałam innego wyjścia. - Anna musnęła mój policzek i spojrzała mi głęboko w oczy. - Wiesz tak samo jak ja, że nie dla nas przyszłość nie istniała. Jesteście sobie pisani. Ty i on. To, co połączyło nas było najlepszym co mnie w życiu spotkało. - patrzyłam jak odchodzi. Chciałam za nią pobiec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Znowu zostałam sama. Pogrążona we własnych myślach.

Nie rozumiałam celu tej rozmowy. Nikt tak  naprawdę nie wiedział o tym, co łączyło mnie z Anną. Byłyśmy dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółkami. Wspierałyśmy się. Jedna drugiej dodawała sił, a kiedy jej zabrakło wszystko przestało mieć jakikolwiek sens.

~ Andreas ~

- Nie możesz podejmować tak ważnej decyzji ot tak. - moja mama kompletnie nie potrafiła zrozumieć, że teraz najważniejsza jest Suz. - Chcesz zaprzepaścić szansę dla jakiejś dziewczyny, która i tak za nie długo umrze? - miny moich sióstr wyrażały więcej niż miliony słów. Mama dopiero po chwili zrozumiała co powiedziała. - Przepraszam, ale powiedziałam w końcu to, o czym wszyscy myśleli.
- Ja nie. - Tanja spojrzała na mnie kiwając delikatnie głową.
- To moje życie i sam będę podejmował decyzje, które..
- Zaważą na Twojej dalszej przyszłości. - Julia stanęła po stronie mamy, co kompletnie nie trzymało się kupy.
- Posłuchajcie mnie uważnie, bo nie będę się powtarzał - kocham ją i mam zamiar spędzić z nią resztę życia.
- Chyba tę niewielką część, która jej została. - kompletnie nie rozumiałem zachowania Julki. Zresztą nie tylko ja. - No co? Przecież taka jest prawda. Suzanne miała wiele okazji żeby powiedzieć Ci prawdę o tym, że jest umiera. Myślisz, że nagle znajdzie się jakaś cudowna terapia, która uratuje jej życie? Nie ma czegoś takiego braciszku. Doskonale wiesz, że to tylko kwestia czasu kiedy... - zupełnie jakby te dwa słowa nie chciały jej przejść przez gardło. - ... ona umrze. - a jednak.
- Nie masz prawa tak mówić. - tłumiłem w sobie gniew. Chociaż wiedziałem, że moja siostra ma rację udawałem, że jest inaczej. - W takim razie zrobię co w mojej mocy żeby to były najlepsze dni w jej życiu. - wybiegłem z domu, wsiadłem do swojego samochodu i z piskiem opon odjechałem w kierunku domu Suzanne. Musiałem ją przytulić i poczuć, że jest realna. Nie spodziewałem się, że kilka kolejnych minut będzie miało tak nieprzewidziane konsekwencje... Dla niej... Dla mnie... Dla nas wszystkich...

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis