niedziela, 24 czerwca 2018

V. Nie mogę sobie znaleźć pozycji do snu, mam dwa hektary myśli w głowie.

~Suzanne~

Nie spieprzę tego.
Nie tym razem.
Jeśli jeszcze raz dane mi będzie Cię pocałować, to nie spieprzę tego.
Obiecuję.

Ta bezczynność doprowadza mnie do białej gorączki. Od kilku godzin gapię się w ten cholerny sufit i zastanawiam się nad tym, co wydarzyło się kilkanaście godzin temu. Wielokrotne próby skontaktowania się z Andreasem nie przyniosły żadnego rezultatu. A może... już mu przeszło? Może nigdy tak naprawdę mu nie zależało? Może tylko zabawił się moimi uczuciami, tak jak ja robiłam to od lat z Michaelem? Gdyby to ode mnie zależało ten wypadek skończyłby się inaczej. Wtedy nie musiałabym tęsknić. Nic bym nie czuła. Nie czułabym żalu, rozgoryczenia i złości. Jestem wściekła, potwornie wściekła. Mam do ojca ogromny żal, bo kiedy mama cierpiała on bawił się w najlepsze, znalazł sobie nową rodzinę. Gdzie w tym wszystkim jestem ja? Przecież jestem jego córką i nic tego nie zmieni. 

- Kiedy to Ty okłamujesz innych, nie widzisz w tym żadnego problemu, prawda? 
- Dlaczego zawsze stajesz po jego stronie? Nie boli Cię to co nam zrobił? Zdradził Cię, zdradził nas.
- Córeczko nikt nikogo nie zdradził. Tata miał prawo na nowo zbudować swoje życie.
- Gówno prawda. Potrzebowałaś go. Dlaczego nie walczyłaś?
- A Ty, Suzanne?
- Co ja?
- Dlaczego Ty nie walczysz?
- Nie rozmawiamy o mnie. Zostawiłaś mnie samą. Dlaczego po prostu nie powiedziałaś mi prawdy?
- Prawda czasem potrafi zranić dużo bardziej niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić.
- Lepiej udawać, że wszystko jest w porządku? Chcesz wiedzieć dlaczego nie walczę? Chcesz wiedzieć dlaczego podjęłam taką, a nie inną decyzję?
- Tak.
- W środku, od bardzo dawna jestem już martwa. Walczyłam ze sobą, próbowałam jakoś się podnieść, ale nie jestem taka jak Ty. Nigdy nie byłam. Wmówiłam sobie, że kocham Michaela, zaręczyłam się z nim, ale to coś wewnątrz mnie nadal nie chciało się zapełnić. Może to ze mną jest coś nie tak? Może ja po prostu jestem jakoś genetycznie zaprogramowana do tego żeby być nieszczęśliwą? Nawet Andreas przestał się do mnie odzywać. Może w porę zrozumiał, że pociągnę go na samo dno?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Suz.
- Nie mam na to siły, mamo.

Te rozmowy zaczynają mnie dobijać. Wolałabym jakoś zapomnieć o tym, że jestem chora i po prostu przeżyć tych kilka miesięcy, które mi zostało. Jak mam stanąć przed tymi, których kocham i ot tak zburzyć ich uporządkowany świat? Słyszę skrzypienie drzwi i wracam myślami do szpitalnej sali, na której gniję od kilkunastu godzin.
- Widzę, że spodobało się pani u nas. - patrzę na lekarza i mam ochotę zaśmiać mu się w twarz.
- Niestety muszę pana zasmucić. Tym razem nie miałam nic wspólnego z tym nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. - zwracam uwagę na towarzyszącego mu mężczyznę. 
- Pozwoli panienka, że przedstawię doktora Floriana Wolfa. To mój dobry znajomy i jeden z najlepszych neurochirurgów w całych Niemczech.
- Przecież on nie wygląda na niewiele starszego ode mnie. - zamiast się przymknąć, jak zwykle muszę dołożyć swoje trzy grosze.
- Miło to słyszeć, ale to "niewiele" w moim wypadku to prawie dziesięć lat.
- A czy kiedy już wyjaśniliśmy sobie kwestię wieku mogę dowiedzieć się, co Panów do mnie sprowadza? - przez szybę dostrzegam znajomą twarz. Tanja macha w moim kierunku, ale po chwili znika.
- Pozwoliłem sobie przeanalizować pani badania...
- Mam prośbę, proszę mi mówić po imieniu, dobrze? - Florian kwituje moją uwagę skinieniem głowy i wraca do przerwanej myśli.
- Jak już wspomniałem wcześniej pozwoliłem sobie zajrzeć do badań, które przeprowadziłaś kilka miesięcy temu z klinice w Berlinie.
- Nie mam zamiaru się truć. - ponownie wtrącam swoje trzy grosze.
- Nikt nie mówi o chemii. Chciałbym, za Twoją zgodą oczywiście, przeprowadzić nowe badanie. Tak dla pewności.
- Dla pewności? Potrzebujecie nowych badań żeby powiedzieć mi, że za rok o tej porze już mnie nie będzie? - po raz pierwszy od dnia, w którym dowiedziałam się o swojej chorobie dociera do mnie, że mam zaledwie kilkanaście miesięcy na to, by zrobić wiele rzeczy po raz pierwszy. I być może ostatni.
- Muszę Cię zasmucić, ale medycyna z każdym dniem idzie na przód. Na Twoim miejscu jednak troszkę bardziej zaufałbym lekarzom.
- Masz na myśli siebie, tak? - uśmiecha się do mnie i już wiem, że ciężko będzie z nim wygrać.
- Zawalcz o siebie, a nie o swoje racje. - skończmy już ten bezsensowny dialog.
- Mnie również. Liczę na to, że pozwolisz sobie pomóc. A teraz dam innym szansę na to, by przekonali Cię do podjęcia leczenia. - mężczyźni wychodzą z sali, a Tanja zajmuje ich miejsce przy moim łóżku.
- Dziewczyno czy Ty chcesz żeby mój brat zaczął rozwieszać po mieście ulotki o Twoim zaginięciu? - kompletnie nie rozumiem nic z jej paplaniny.
- Jakie ulotki? - od czasu wypadku nie mogłam się z nim skontaktować, bo NIE ODBIERAŁ ode mnie telefonu. - Dzwoniłam, chyba z tysiąc razy.
- Andreas był u Ciebie w domu, ale nikogo nie zastał. Pomyślał, że...
- Że co?
- Że wróciłaś do Hoffmanna. - odwraca wzrok i patrzy w okno. - Pobili się o Ciebie.
- Co?! Kto?! - patrzę na nią kompletnie zaskoczona tym, co przed chwilą usłyszałam.
- No bo ta kolacja i w ogóle jakoś tak wyszło, że nasza mama i ojciec Michaela no wiesz... oni razem...
- Chcesz mi powiedzieć, że Twoja mama i ojciec Fab są parą?? O rzesz w mordę.
- Zabawne? To wyobraź sobie, że podczas rodzinnego spotkanka Twój były narzeczony przechwalał się jaką to ma cudowną i kochaną dziewczynę. Andreas mało piany z ust nie toczył jak Michael wspomniał Twoje imię. W dodatku celowo go prowokował głupim gadaniem o tym jaką to zgodną parą jesteście w intymnych sprawach.
- Zabiję go. Muszę tylko stąd wyjść i jak Boga kocham zabiję tego padalca. Najpierw próbuje się do mnie dobierać, a później... - dociera do mnie, że powiedziałam zdecydowanie za dużo. - Tanja nie możesz mu o tym powiedzieć.
- Przykro mi, ale to mój brat i nie mam zamiaru kryć tego całego Michaela.
- Chcesz żeby znowu rzucili się sobie do gardeł? - błagalnym wzrokiem patrzę na siostrę Andreasa. Wiem, że się waha, ale w końcu przyznaje mi rację.
- Tylko sobie nie myśl, że to tak na amen. W końcu mu powiem. Znam go i wiem, że nie będzie wtedy zachwycony. - przez kilka sekund panuje pomiędzy nami całkowita cisza.
- A więc Twoja mama i ojciec Fab? A to małpa nawet słówkiem nie pisnęła. - mówię bardziej do siebie niż do niej. - Przynajmniej u was obeszło się bez rewelacji.
- Nie wliczając awantury z ogromną dawką testosteronu. - Tanja puszcza mi oczko, ale po chwili poważnieje. - Jak Ty się tu w ogóle znalazłaś? Twój tata nie chciał nam nic powiedzieć, nawet Andreas nic z niego nie wyciągnął. A właśnie, mam coś dla Ciebie. - panna Wellinger przez chwilę szuka czegoś w swojej torebce. Dla mnie to wieczność, a dla niej pewnie normalka. - No chodźże tu. Mam. - z triumfalnym uśmiechem wyjmuje białą kopertę i podaje mi ją.
- I co ja niby mam z tym zrobić? - patrzy na mnie z politowaniem.
- Masz szczęście, że chociaż ładna jesteś. - mruczy pod nosem i posyła mi szeroki uśmiech. - Mój brat prosił żebym Ci to dała.
- A sam nie mógł mi tego przynieść? - czuję lekki zawód, że Andreas nawet mnie nie odwiedził.
- Pozwól mu jakoś ogarnąć to wszystko. Słowa Michaela naprawdę wprawiły go w osłupienie. - wyczuwam w jej głosie nutkę pretensji.
- Co on mu właściwie powiedział? - siadam na łóżku i odkładam kopertę na szafkę.
- Zaczął opowiadać jak Wy... no wiesz...
- Nie, nie wiem. - zaczynam się niecierpliwić. W dodatku czuję, że dalsza rozmowa nie przypadnie mi do gustu.
- Opowiedział Andreasowi ze szczegółami o tym jak ze sobą sypialiście. - robię wielkie oczy i w osłupieniu wpatruję się w Tanję.
- Uwierzył mu? - dziewczyna patrzy na mnie tak jakby nie rozumiała mojego pytania. - Andreas? Czy uwierzył Michaelowi?
- Nie wiem co roi się w głowie mojego brata, ale pojechał na zawody w nie najlepszej formie. - nie wiem co jest gorsze - świadomość tego, że uwierzył Hoffmannowi, czy to, że przez własną głupotę mogłam dać mu do zrozumienia, że mi na nim nie zależy?
- Zapomniałam o tych cholernych zawodach. - wyjmuję swoja komórkę i sprawdzam datę. - Muszę się stąd jakoś wydostać. Muszę mu to wszystko wyjaśnić.
- Lekarz Cię wypisze? - kręcę głową.
- Jaja sobie robisz? Sama się wypiszę.

- Nie możesz lekceważyć swojego zdrowia. Andreas zrozumie. 
- Gówno prawda. Jestem dorosła i sama będę o sobie decydować.
- Za cenę własnego życia? Co mu przyjdzie z Twojej śmierci?
- A co zyskałam ja na Twojej? Tata przynajmniej szybko się pocieszył.
- Młoda damo, chyba za dużo sobie pozwalasz.
- Wiesz mamo, właśnie dotarło do mnie, że traktowaliście mnie z tatem jak dziecko i nawet nie zauważyliście, że dorosłam.

Po godzinie siedzę w samochodzie Tanji i zastanawiam się nad słowami mamy. Niby ona i tata się kochali, ale ciągle nie rozumiem jak mogli ukrywać przede mną coś tak ważnego?
- Jesteś strasznie milcząca. - słowa mojej towarzyszki sprawiają, że mam ochotę się przed kimś wygadać.
- Mój tata sprawił sobie nową rodzinkę. - patrzę w okno, ale wiem, że Tanja mi się przygląda. - Przedstawił mi moją przyszłą mamusię i starter pack - braciszka i siostrzyczkę, która przyjdzie na ten świat za niespełna dwa miesiące.
- To chyba dobrze, że po śmierci Twojej mamy ułożył sobie jakoś życie? - zagryzam dolną wargę i zastanawiam się nad jej słowami.
- Mama kazała mi obiecać, że nie pozwolę mu na to żeby został sam. Tylko, że żadne z nich nie powiedziało mi o jego drugiej rodzinie. Ten chłopczyk, mówię Ci kropka w kropkę jak tata. Dam sobie rękę uciąć, że ojciec nie powiedziałby mi o nich, gdybym nie wróciła. - czy to odpowiednia pora na dokończenie tej historii? Czy to odpowiednia osoba? - Po śmierci mamy ojciec dostał obsesji. Rok w rok kazał mi robić badania, sprawdzał wyniki i odwiedzał setki lekarzy
- Chciał mieć pewność, że Ciebie również nie straci.
- Szkoda, że nie przewidział wszystkiego. - zatrzymujemy się na pasach. - Daleko jeszcze?
- Słuchaj kawałek do przejechania mamy. Może spróbuj się przespać? Naprawdę kiepsko wyglądasz.
- Nie ma to jak urocze komplementy. - korzystam jednak z propozycji i zamykam oczy.

- Suzanne nie możesz złościć się na ojca.
- Mogę. I będę. Okłamywaliście mnie. Nie zauważyliście nawet, że moje życie też się wtedy posypało.
- Kochanie, co masz na myśli?
- Nic, mamo. 
- Suzanne, przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
- Ale co takiego chcesz usłyszeć? Że kiedy Ty cierpiałaś, ja po raz pierwszy naprawdę się zakochałam? Tak, mamo. Kocham go, nieustannie od tylu lat. Wiem, że nie mam prawa niczego od niego wymagać. Wiem, że moje życie bez niego nie miało sensu. Ale...
- Jeśli naprawdę go kochasz, zaufaj mu.
- Wierz mi lub nie, ale mam z tym ogromny problem. Ja nawet sobie nie ufam...

***

Znalezienie kwatery w Willingen graniczyło z cudem. Nie zależy mi na odpoczynku, chcę tylko porozmawiać z Andreasem i wszystko mu wyjaśnić.
- Zadzwoń do Twojego taty. - wiem, że to najrozsądniejsze i chyba jedyne rozwiązanie.
- Na Twoją odpowiedzialność. - rozmowa nie trwa długo. Nie mam ochoty udawać, że pomiędzy nami wszystko w porządku. Nie wiem czy potrafię mu wybaczyć to, że ukrywał przede mną Claudię i całą resztę. - Za dwadzieścia minut pod skocznią. - odkładam telefon i wrzucam go do plecaka. Mój wzrok pada na lekarstwa, które przepisał mi Wolfe. Zaczynam się nawet zastanawiać nad jego propozycją... A może jest dla mnie jednak jakaś szansa?
- Idź sama. Ja nie muszę oglądać mojego braciszka. Dość się już na niego napatrzyłam przez minione dwadzieścia dwa lata. - szczerzy się do mnie. - Trzymam kciuki. Spróbuje poszukać jakiejś miejscówki na nocleg, bo po nocy nie mam zamiaru wracać. - kieruję się w stronę skoczni. Z daleko widzę tłum dziewczyn i od razu wiem, że Andreas chyba trochę się przeliczył. Staję z boku i obserwuję jak robi sobie zdjęcia i rozdaje autografy. Podnosi wzrok i uśmiecha się do mnie.

- Chcesz stracić miłość swojego życia, bo nie masz siły zawalczyć?
- Nie, mamo... Nie chcę.

Podchodzę bliżej i przeciskam się przez tłum. Widzę po ich minach, że nie w smak im kolejna konkurentka. Nie wiem co mną kieruje, ale staję na przeciwko Andreasa i z delikatnym uśmiechem przyciskam swoje usta do jego. Słyszę jęk zawodu, ale nie zwracam na to uwagi.
- Stęskniłam się. - szepczę i przytulam się do niego. Jestem szczęśliwa, po raz pierwszy od bardzo dawna czuję, że znalazłam powód do tego, by o siebie zawalczyć. Wellinger odsuwa się ode mnie i patrzy mi w oczy. Dotyka mojego policzka. Przymykam oczy i chłonę całą sobą wszystko to, co dzieję się we mnie. 
- Nie rób mi tak nigdy więcej. - otwieram oczy i patrzę na niego.
- Andreas, ale ja... - nie pozwala mi skończyć i nie bacząc na otaczający nas tłum ponownie przytula mnie do siebie. 
- Myślałem, że zwariuję. - to wszystko jest takie naturalne, zupełnie jakbyśmy się dopełniali.
- Przepraszam. - mówię tylko.

Kocham Cię... Boże jak ja Cię kocham...

- Chodź. - Andreas łapie mnie za rękę i po chwili zostajemy sami. - Obiecaj mi coś, Suz.
- Wszystko, co tylko chcesz.
- Nie znikniesz już? Obiecaj, że zawsze będziesz blisko mnie.
- Obiecuję. 

- A widzisz. Mówiłam, że on Ci pomoże...



środa, 6 czerwca 2018

IV. Heart wants what it wants.

~Suzanne~

Dziwnie się czuję okłamując tatę. Niby robię to dla jego dobra, ale w gruncie rzeczy robię to tylko i wyłącznie dla siebie. Rozważmy pewną opcję - mówię mu o swojej chorobie i... nagle wszystko się zmienia. Koniec z niezdrowym trybem życia. Koniec z wymówkami. Koniec z użalaniem się nad sobą. Koniec z... Andreasem. Wiem, że ojciec w życiu nie pozwoli mi zrezygnować z leczenia i ot tak zająć się "studiowaniem Wellingera". Dziwi Was to stwierdzenie? To wesoła inwencja twórcza Fabienne. Ona zawsze wie co powiedzieć żebym czuła się jak totalna idiotka. Po imprezie u Andreasa jakoś ciężko mi wrócić do normalnego życia. Stoję przed szafą i zastanawiam się nad sensem istnienia czegoś tak pospolitego jak miłość. Rzucam za siebie niepasujące do mojego dzisiejszego nastroju bluzki i czuję, że moje wczorajsze zachowanie wobec Andreasa nie było fair. Patrzę na pierścionek od Michaela i ogarnia mnie złość. Próbowałam go tłumaczyć, ale każda wymówka nie miała najmniejszego sensu. Bałam się go. Bałam się, że w końcu po pięciu latach wspólnego życia okaże się, że dokonałam złego wyboru. 

- Bo tak jest. Nie kochasz go. Nie czujesz się przy nim bezpieczna. Nie ufasz mu. - znam ten głos. 
- To bzdura. - protestuję. 
- Skoro tak to dlaczego nie powiedziałaś mu o swojej chorobie? Tak zachowują się ludzie, którym na sobie zależy? - widzę jej odbicie w lustrze. Wyciągam rękę w jej stronę i niemal czuję jak moje palce stykają się w jej aksamitnymi włosami. Pamiętam, że zawsze związywała je w koński ogon.
- Nie powiedziałam mu, bo... - zaczynam się jąkać. - Nie powiedziałam mu, bo nie chcę żeby się o mnie martwił. - kobieta przygląda mi się i po chwili milczenia kręci głową. Niemal czuję jej irytację.
- Nie powiedziałaś mu, bo boisz się jego reakcji. Boisz się tego, że zostaniesz sama.
- Nieprawda. - kogo ja próbuję przekonać? 
- Jesteś z nim nieszczęśliwa. Nie masz chęci do walki. Nie możesz tak żyć. Nie możesz popełniać moich błędów. - jej odbicie zaczyna blednąć, a po chwili całkowicie znika.

Zostaję w pokoju sama. W sumie przez cały ten czas i tak byłam sama. Bawię się pierścionkiem i dociera do mnie, że mama ma rację. Nie kocham Michaela. Jestem z nim z przyzwyczajenia. Zgodziłam się zostać jego żoną, bo wydawało mi się, że w ferworze ślubnych przygotowań nagle znajdę w sobie siłę i zacznę walczyć. Nic takiego jednak nie nastąpiło, ale nadal próbowałam przekonać samą siebie, że to właściwa decyzja. Udawało mi się... do czasu powrotu do domu. Zamykam oczy i ponownie jestem świadkiem tej żenującej sceny sprzed pięciu lat. Widzę pewnego siebie Wellingera i szarą myszkę, którą wtedy byłam. Chciałam wzbudzić w nim zazdrość, a dosłownie pchnęłam go w ramiona Lisy. Zamiast zyskać Andreasa - straciłam go.
- Suzanne masz gościa. - słyszę wołanie taty i z wymuszonym uśmiechem schodzę do salonu. Widok Michaela stojącego przy oknie przyprawia mnie o szybsze bicie serca.
- Kochanie chciałem.. - patrzę na niego i nie wierzę, że znalazł w sobie tyle odwagi żeby przyjść tu, w dodatku podczas obecności taty i próbować mnie przepraszać.
- Nie zbliżaj się do mnie. - mój głos drży. Hoffmann robi krok w moją stronę. - Powiedziałam stój. - zaczynam panikować. Ból głowy znowu daje o sobie znać, ale próbuję zepchnąć go gdzieś głęboko. Jakimś cudem udaje mi się i po chwili czuję się na siłach, by na niego spojrzeć.

 Zrób to teraz. Musisz podjąć decyzję.

- Nie powinieneś tu przychodzić. Nie po tym co wydarzyło się wczoraj. - patrzę na kwiaty, które Michael trzyma w dłoni. - Myślisz, że to wystarczy? Myślisz, że tych kilka badyli coś zmieni? Próbowałeś mnie zgwałcić. - zniżam głos do szeptu w obawie, że tata usłyszy chociażby skrawek tej rozmowy. Przełykam ślinę, ale to wcale nie pomaga.
- Jesteś pewna, Suzanne? - otwieram szeroko usta ze zdziwienia. - A gdyby na moim miejscu był Wellinger to też byś odmówiła? Zresztą ten jego koleżka też czuje do Ciebie miętę. Wyglądasz na zaskoczoną. Biedna, mała Suzanne... zawsze wszystkiego dowiaduje się ostatnia.- dosknale wiedziałam do czego pije. O chorobie mamy powiedzieli mi dopiero wtedy, gdy wyczerpali już wszystkie możliwe sposoby leczenia. Hoffmann w końcu pokazuje swoje prawdziwe oblicze. - Sypiasz z nim?
- Zdurniałeś! - upominam się w duchu. Utrata kontroli wcale mi nie pomoże. - Nie sypiam ani z nim, ani z nikim innym. - cedzę przez żeby każde słowo. - Michael to nie ma sensu. - jego tęczówki z zielonych zmieniają barwę na czarną. 
- Jesteś moja, Suz. Nie zapominaj o tym. - zdejmuję z palca pierścionek i kładę go na komodzie. Czuję jak moje ciało zaczyna żyć własnym życiem. Jakby odzieliło się od rozumu i szukało ucieczki w zupełnie innym kierunku.
- Nie jestem niczyją własnością. - oddycham z coraz większym trudem. - Zabieraj go. Znajdź sobie taką, której będzie imponowało Twoje szczeniackie zachowanie. - ból staje się nie do zniesienia. - Wynoś się stąd i nigdy więcej tu nie wracaj. To koniec. - odwracam się na pięcie i uciekam do swojego pokoju. W uszach nadal dźwięczą mi słowa Michaela, według których dla Marcusa jestem kimś więcej niż tylko koleżanką. Wpadam do swojego pokoju jak burza. Zamykam za sobą drzwi i...

- Suzanne? Skarbie obudź się. Musisz to zwalczyć. Musisz znaleźć w sobie siłę i walczyć.
- Nie mam siły, mamo. Chcę jeszcze raz Cię zobaczyć. Przytulić się do Ciebie tak jak kiedyś. Tęsknię za Tobą.
- Wiem córeczko, ale to nie możliwe. Tata nie poradzi sobie bez Ciebie. Pamiętasz co mi obiecałaś? Wtedy w szpitalu.
- Obiecałam Ci, że... że nigdy więcej nie będę próbowała się zabić. Ale to nie to samo.
- Mylisz się. Robisz to każdego dnia. Odmawiasz leczenia, a to nie przyniesie niczego dobrego.
- Ja nie mam po co walczyć. 
- Wiesz, że to nie prawda. Masz dla kogo walczyć. Wiem, że sobie poradzisz. On Ci w tym pomoże.
- Kto?
- Mamo? Mamusiu?!

- Suzanne? Kochanie obudź się. - czuję jak tata delikatnie głaszcze mnie po policzku. Otwieram oczy i widzę jego zmartwione spojrzenie. - Możesz wstać?
- Tak. - bardzo ostrożnie stawiam każdy krok. Siadam na łóżku i uśmiecham się do niego. - Nic mi nie jest. - tata siada obok i patrzy mi w oczy.
- Zemdlałaś. - mówi z troską. - Jesteś ostatnio strasznie blada i martwię się o Ciebie - wtulam się w niego.
- Nic mi nie jest, tatusiu. Trochę się zdenerwowałam spotkaniem z Michaelem. - kłamanie chyba weszło mi w krew, bo patrzę mu w oczy i wylewam z siebie kolejne słowa. - Zerwałam z nim.
- To dobrze. To nie jest chłopak dla Ciebie. - tata jeszcze mocniej przytula mnie do siebie. - Zasługujesz na kogoś, kto będzie Cię traktował jak swój najcenniejszy skarb. Michael nie jest Ci pisany.
-A kto jest? - pytam sama siebie.
- Andreas... - słyszę w głowie głos mamy. Dopiero wtedy dociera do mnie o kim mówiła. 

***

Nieuchronnie zbliża się najważniejsza impreza sezonu - Igrzyska Olimpijskie. Tata bardzo się zmienił. Bacznie mi się przygląda, próbuje chyba wybadać teren. Nie czuję się z tym dobrze. Od kilku dni unikam Andreasa, nie odbieram gdy dzwoni, nie odpisuje na wiadomości. Na imprezie chyba niepotrzebnie dałam mu do zrozumienia, że między nami może być coś więcej niż przyjaźń. Siedzę sama w domu i przeglądam stare albumy ze zdjęciami. Dywan w salonie dosłownie "tonie" w morzu zdjęć. Najbardziej lubię te sprzed moich narodzin. Na wszystkich fotografiach mama jest taka radosna. Słyszę pukanie do drzwi i podnoszę się z kolan. Wiem, że na progu stoi Andreas. Zbieram się na odwagę i ciągnę za klamkę. Jestem zaskoczona, kiedy dociera do mnie, że to nie Wellinger stoi na przeciwko mnie. To znaczy, w sumie to też Wellinger, ale nie ten, którego bym się spodziewała.
- Julia? Tanja? Co Wy tutaj robicie? - przenoszę wzrok z jednej siostry na drugą.
- Musimy porozmawiać. - widzę po ich minach, że są zdeterminowane. Nie ma więc mowy o spławieniu ich.
- Jasne, wejdźcie. - wpuszczam je do środka i zamykam za nimi drzwi. - Napijecie się czegoś?
- Nie przyszłyśmy na herbatkę. - widząc minę Julii zaczynam się denerwować. - Możesz nam powiedzieć, co Ty odpieprzasz?
- Słucham? - jestem zaskoczona pytaniem. - Co ja odpieprzam?
- Myślisz, że możesz ot tak zabawić się uczuciami naszego brata i odrzucić go w kąt jak niechcianą lalkę? - dopiero po chwili dociera do mnie, że one mówią poważnie.
- Ale o czym Wy...
- Suz, Ty naprawdę nie rozumiesz? - kompletnie.
- Andreas już od bardzo dawna chciał się z Tobą skontaktować, ale to idiota i nie potrafił tego załatwić. - Tanja przejmuje inicjatywę, a ja zaczynam powoli rozumieć cel ich wizyty. - Nasz brat jest w Tobie zakochany.
- Totalnie. - Julia zatyka usta dłonią w obawie, że powiedziała coś niewłaściwego. - Przepraszam, ale zawsze chciałam to powiedzieć.
- Wracając do Andreasa. - Tanja ponownie zabiera głos. - Musimy wiedzieć jakie masz wobec niego plany?
- Ja? Plany? Ale, że niby o co Wam chodzi? - plątam się zupełnie jakbym wypiła kilka głębszych.
- Mówiłam Ci, że to głupi pomysł. - Julia patrzy ze złością na swoją siostrę. - Jak Andreas dowie się, że tu byłyśmy to dopiero się na nas wścieknie.
- Stop. Przyszłyście do mnie po to żeby dowiedzieć się jakimi uczuciami darzę Waszego brata, tak? - obie twierdząca kiwnęły głową. - A to nie jest przypadkiem nasza prywatna sprawa?
- Chodzi o naszego brata. - Tanja patrzy na mnie z buńczuczną miną.
- Właśnie. - Julia przytakuje.
- Nie pójdziecie sobie dopóki nie dowiedzie się tego, po co tutaj przyszłyście?
- Nie. - odpowiadają chórem.
- Ok. - ostrożnie Suz... - Dopiero co rozstałam się z narzeczonym.
- I? - patrzę na starszą z sióstr i powstrzymuję się przed głupią odpowiedzią.
- I nie wydaje mi się żeby Andreas jakoś szczególnie próbował zmienić to, co według Was dzieje się pomiędzy nami.
- Tak, a na imprezie kleiłaś się do niego całkiem przypadkiem. Czy może pomyliłaś go z Hoffmannem? - wyczuwam w jej głosie zniecierpliwienie.
- Suz daj spokój. Może i wydaje Ci się, że świetnie udajesz, ale mnie nie oszukasz. Mam uwierzyć, że wracasz po tylu latach, nagle zrywasz z narzeczonym i po co? Tylko po to żeby odpocząć? W balona to mogę ja Ciebie zrobić, a nie Ty mnie. Spójrz mi w oczy i powiedź, że nic do niego nie czujesz. - Tanja staje na przeciwko mnie i dosłownie przewierca mnie wzrokiem.
- Nie powiem, że nic do niego czuję, bo to byłoby kłamstwo, ale... - dzwonek do drzwi pojawia się w najbardziej oczekiwanym momencie. - Chwileczkę. - przez szybę spostrzegam Andreasa. Odwracam się w stronę jego sióstr i posyłam im promienny uśmiech. - Macie jakiś zjazd rodzinny, czy co?
- Andreas? - kiwam głową. - No to mamy przerąbane. - są przerażone perspektywą spotkania z bratem.
- Wejdziecie tam i nie odzywajcie się nawet słowem, jasne? - lituję się nad nimi i chowam je w kuchni. Słyszę kolejny dzwonek i postanawiam wpuścić Wellingera do środka.
- Przepraszam, że musiałeś czekać. - Andi wymija mnie i wchodzi do salonu. Kątem oka dostrzegam uchylone drzwi do kuchni.
- A to żmije. - mruczę pod nosem.
- Mówiłaś coś? - Welli przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy.
- Nie, nic. Ja tak tylko... A właściwie co tutaj robisz? Nie powinieneś być na treningu? - zerkam na zegar wiszący nad kominkiem.
- Dzisiaj nie ma żadnego treningu. - zagryzam ze zdenerwowania dolną wargę. W takim razie, gdzie podział się tata?
- Tata mówił, że jedzie na trening. - wracam myślami do dnia, w którym podsłuchałam jego rozmowę. - Słuchaj czy Twoja mama, no wiesz.. spotyka się z kimś? - jest zaskoczony moim pytaniem. Oczami wyobraźni widzę jak Tanja i Julia pukają się w czoło.
- Co? Nie wiem. Chyba nie? Ale w ogóle skąd to pytanie? - zauważam, że stoję zdecydowanie zbyt blisko niego. Andreas chyba również to dostrzega. Patrzy na mnie i niby to przypadkiem robi maleńki krok w moją stronę. Czuję jego perfumy i mam wrażenie, że jeśli za chwilę mnie nie przytuli to chyba wyjdę z siebie.
- Nie ważne. To było głupie pytanie. Powiesz mi co Cię do mnie sprowadza? - dostrzegam zdziwione spojrzenie Tanji i o mały włos nie zdradzam ich obecności. Andreas odwraca głowę, ale w ostatniej chwili udaje mi się go powstrzymać. Łapię za klapy jego kurtki i przyciskam swoje usta do jego. Wellinger przez ułamek sekundy nie wie jak powinien się zachować. Po chwili jednak odzyskuje kontrolę nad swoim ciałem i przejmuje inicjatywę. Delikatnie rozsuwa moje wargi, a jego język wsuwa się do środka, czekając na moją odpowiedź.
- Andi... - szepczę cicho i odwzajemniam pieszczotę. Czuję jak moje ciało domaga się więcej i więcej. Już nawet to, że Julia i Tanja chowają się w kuchni kompletnie nie ma dla mnie znaczenia. Czuję dłonie Andreasa na swoich pośladkach i dopiero wtedy dociera do mnie do czego to wszystko zmierza. Odrywam się od niego i staram się wyrównać swój oddech. - Przepraszam, ja.. Chodzi o to, że... Nie chcę żebyś sobie pomyślał, że nie chcę.. Ja tylko... - patrzę mu w oczy. - Muszę być tego pewna, Andreas. - wyrzucam z siebie w końcu. - Muszę wiedzieć, że dla Ciebie to nie chwilowa miłostka. - widzę, że jest rozczarowany moimi słowami. - Nie zrozum mnie źle. Zależy mi na Tobie od... sama nie wiem od jak dawna. Chyba od samego początku.
- Tamtego dnia jakoś nie szczególnie mi to okazałaś. - uśmiecha się do mnie.
- Wtedy miałam na głowie dużo poważniejsze problemy niż Twoje zapędy. - wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą. - Spotykałeś się z inną, a ja myślałam tylko o tym, czy jeszcze kiedyś będę miała okazję się do niej przytulić. - Andreas podchodzi bliżej i przygarnia mnie do siebie. - Bardzo mi jej brakuje. - Wellinger szepcze mi do ucha słowa otuchy, ale nawet on nie jest w stanie sprawić, że mój ból zniknie.
- Wiem, że jest Ci ciężko, ale spróbuj chociaż dać mi szansę. Nie jestem już tym irytującym gówniarzem, który pakował Cię w kłopoty. Teraz wiem, czego chcę.
- To znaczy czego? - patrzy na mnie w taki sposób, że czuję ciarki na plecach. Motylki ponownie dają o sobie znać.
- Ciebie. To od zawsze Ciebie chciałem. - pochyla się nade mną i składa na moich ustach delikatny pocałunek. - Tylko Ciebie. - przytula mnie. Marzę o tym, by ta chwila trwała w nieskończoność. - To torebka mojej siostry? - pytanie kompletnie zbija mnie z tropu.
- Która? - udaję głupią. - A ta. Nie to moja. Kupiłam ją już jakiś czas temu. - patrzy na mnie podejrzliwie. - To chyba samochód taty. - szanowny Pan Werner Schuster pojawia się w odpowiedniej chwili. - Będzie lepiej jak wyjdziesz tylnymi drzwiami. Jak tata Cię tu zobaczy będziesz miał problemy. - Andreas skrada mi jeszcze jednego całusa i pozwala wyrzucić się za drzwi. Kiedy znika z pola widzenia wypuszczam z kuchni jego siostry.
- Już myślałam, że nigdy sobie nie pójdzie. - patrzą na mnie z szerokimi uśmiechami.
- Co? - podpieram się pod boki i czekam na odpowiedź.
- Suzanne jesteś? - tata robi zdziwiona minę. Nie spodziewał się tak ciekawych gości.
- My już właściwie wychodziłyśmy. Zdzwonimy się. - Julia sięga po swoja torebkę, ale po chwili wyciąga z niej swój telefon i portfel i odkłada ją na komodę. - Jest Twoja. - puszcza mi oczko i obydwie wychodzą na zewnątrz.
- Kolacja będzie zaraz gotowa. - próbuje jakoś odwrócić uwagę taty od wizyty panien Wellinger.
- Dzisiaj zjemy poza domem. - patrzę na niego. Wygląda jakoś inaczej.
- Tato wszystko w porządku? - przypominam sobie o treningu, którego nie było. - Gdzie byłeś prawie przez cały dzień?
- Mówiłem przecież, że mam trening. - aha, jasne. - Ubierz się w coś ładnego. Chciałbym żebyś kogoś poznała. - Claudia? Czyżby moje podejrzenia okazały się prawdziwe?
- Daj mi chwilkę, dobrze? - wbiegam po schodach do swojego pokoju i sięgam po telefon. Modlę się, by Julia odebrała od razu.
- Już się za nami stęskniłaś?
- Mam głupie pytanie.
- Wal.
- Czy Wasza mama nie spotyka się przypadkiem z moim ojcem? - chwila ciszy.
- Czemu pytasz? - znowu milczenie.
- Bo ostatnio podsłuchałam jego rozmowę z jakąś Claudią, a teraz zabiera mnie na kolację. I w dodatku mam tam kogoś poznać. - sekunda, dwie, trzy...
- O cholera.
- Co?
- Mama też dzisiaj chce nam kogoś przedstawić. - no pięknie, po prostu.
- Myślisz, że...?
- A Ty?
- Mam nadzieję, że jednak nie.
- Ja też. Andreas tego nie przeżyje. - a ja to niby, co? Od sąsiada?
- Przekonamy się za jakąś godzinę. - odkładam telefon, przebieram się i schodzę na dół.
- Gotowa?
- Yhym. - w duchu modlę się, by Claudia taty nie była matką Andreasa. Wtedy chyba skoczę z najbliższego mostu.
Całą drogę zastanawiam się jak zareaguje kiedy okaże się, że mój ojciec i matka Andreasa są parą? Mam się uśmiechać i udawać szczęśliwą? Czy może od razu rozpłakać się i uciec? Może od razu powinnam skoczyć z tego mostu? Dopiero po chwili orientuję się, że samochód się zatrzymał.
- Suz wszystko dobrze? - odwracam się w stronę taty i kiwam twierdząco głową. W końcu znajduję w sobie odwagę, by spojrzeć na dom, przed którym parkujemy.
- To nie ten dom. - mamroczę do siebie pod nosem. - To nawet nie ta dzielnica. - powtarzam w kółko. - Dzięki Ci Boże. - dodaje po chwili i oddycham z ulgą.
- Kochanie na pewno dobrze się czujesz? - patrzę na tatę i uśmiecham się do niego.
- Muszę Ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiał. - odpinam pas i odwracam się w jego stronę. - Kilka dni temu podsłuchałam Twoją rozmowę i usłyszałam pewne imię. Mówiłeś do niej Claudia i pomyślałam, że Ty i... yyyy... że Ty i jego mama się spotykacie. - kończę po chwili i czekam na reakcję taty.
- Czyja mama Suz? - jak on w ogóle może o to pytać? A to nie jest jasne, czy coś?
- Andreasa. - mówię cicho.
- Nie słyszałem.
- Andreasa. - cedzę przez zęby.
- Jakiego Adidasa? - nie no nie wierzę...
- Andreasa. - mówię na tyle głośno, że tata w końcu słyszy jego imię. - Wellingera. - dodaję po chwili, bo jego mina nie zwiastuje, aby wiedział o kim mówię.
- Myślałaś, że mama Andreasa i ja? Nie no, czy Ty kompletnie oszalałaś? - tata łapie za klamkę i wychodzi z samochodu. Nagle ni z tego ni z owego trzaska drzwiami i odwraca się w moją stronę. - Zaraz, czy Ty chcesz mi właśnie powiedzieć, że spotykasz się z Wellingerem? Z tym samym, który wkurzał Cię jak nikt inny i zawsze pakował Cię w tarapaty? - zaczął mnie przedrzeźniać, co wcale nie było miłe.
- Nie spotykam się z nim. Tylko... - te słowa nawet nie chcą przejść mi przez gardło. - Lubię go, tato. Nawet bardzo. - nie pamiętam już kiedy rozmawiałam z własnym ojcem nie używając wymijających odpowiedzi.
- A więc mama miała rację. - kompletnie nie rozumiem co ma na myśli. - Twoja mama przed śmiercią kazała mi coś obiecać.
 - Mnie również.

- Prosiła bym nigdy nie stawał na drodze do Twojego szczęścia.

- To jest nas dwoje. Ja sama na niej stoję.
- Ale tato...
- Daj mi dokończyć. Dla Andreasa związek z Tobą będzie nie lada wyzwaniem.
- Jestem aż taką zołzą? - udaję obrażoną.
- Chodzi o to, że znajdą się tacy, którzy zarzucą mi faworyzowanie go. To nie będzie łatwe ani dla niego, ani dla Ciebie. Nie chcę być złym prorokiem, ale musicie naprawdę tego chcieć, Suz. W przeciwnym razie nie przetrwacie nawet pierwszej poważnej burzy. Jesteś moją jedyną córką i chcę dla Ciebie wszystkiego co najlepsze. 
- Wiem. - zastanawiam się nad jego słowami. - On uwielbia to, co robi. Wiem, że nie zrezygnuje z tego dla nikogo. Nawet dla mnie.
- Nie stawiaj od razu na najgorsze. Musicie tego naprawdę chcieć. - powtórzył swoje słowa sprzed chwili.
- Po co my tutaj właściwie przyjechaliśmy? - nie ma to jak szybka zmiana tematu.
- Musisz kogoś poznać. - wychodzi z auta i wstukuje kod zabezpieczający. Brama otwiera się na oścież. - No, chodź. Nikt Cię tutaj nie zje. - niepewnym krokiem podążam za ojcem. Nie puka tylko wyjmuje z kieszeni klucz i otwiera nim drzwi. Czuję wibracje telefonu, ale większa ciekawość wzięła górę nad tą mniejszą. Wchodzę za tatą do środka i dziwię się widząc fotografie, na których przytula się do jakiejś brunetki. Moje zdziwienie sięgną zenitu, gdy nagle kobieta z fotografii pojawia się przede mną. W dodatku jest w zaawansowanej... ciąży. Parzę na tatę kompletnie nie rozumiejąc tej absurdalnej sytuacji.
- Suzanne, to jest właśnie Claudia. Moja narzeczona. - patrzę raz na tatę, raz na nią. 
- C... CO? Kto? Narzeczona? - jąkam się, ale to nie ma znaczenia.
- Moja narzeczona. - powiedział to ponownie, ale do mnie nadal to nie dociera. - A to - podchodzi do niej i kładzie rękę na jej sporym już brzuchu - Twoja siostrzyczka.
- Aha. - elokwencja przed wszystkim. - Dajcie mi chwilę. - najważniejsze jest to, że to NIE JEST matka Andreasa. Po drugie całkiem jest ładna. Po trzecie tata wygląda na szczęśliwego. - To kiedy kolacja? - tata patrzy na mnie jak na kosmitkę, a Claudia śmieje się roztaczając wokół siebie przyjazną aurę. To dziwne, ale czuję, że znajdę z nią wspólny język. Nagle obok nich pojawia się ktoś nowy. Chłopczyk, na oko pięcioletni. Patrzę na ojca i nie wierzę własnym oczom. Nie trzeba być żadnym filozofem żeby zauważyć to uderzające podobieństwo.
- Zdradzałeś mamę? - czuję łzy na swoich powiekach. - Ona tak bardzo Cię kochała. - chłopczyk chowa się za swoją mamą. Tata robi krok w moją stronę.
- Mama o wszystkim wiedziała.
- Kłamiesz. - zaczynam rozumieć te wszystkie nieobecności taty. Spóźnione prezenty, spanie w osobnych sypialniach. - Jak mogłeś? - wybiegam z domu wprost pod nadjeżdżający z na przeciwka samochód. Kierowca hamuje, ale nie jest w stanie zapobiec wypadkowi. Czuję jak moje ciało opada bezwładnie na zimny asfalt. Słyszę krzyk taty, płacz dziecka i...

- Widzisz mamo, tata sam sobie poradził. Claudia jest śliczna i w dodatku tak na niego patrzy.
- Jak?
- Tak samo jak tata patrzył na Ciebie. Z miłością.
- To dobrze, że nie jest sam.
- Mamo, jest jeszcze coś. Będę miała siostrzyczkę.
- To dobrze, skarbie. Teraz musisz zadbać o siebie. Zaufaj sobie. Podążaj za swoim sercem.
- Mamo? Dlaczego mi o niej nie powiedziałaś?
- Twój tata zasługiwał na szczęście.
- Nie umiem mu tego wybaczyć. Nie potrafię.
- Potrafisz. On nadal bardzo Cię kocha. Ja również.
- Mamo?! Mamusiu?
szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis