niedziela, 29 lipca 2018

VII. Po jednym oddechu nadchodzi kolejny.

~ Suzanne ~

 - Suz? - ze łzami w oczach patrzę na Tanję. - Dobrze się czujesz? - po kilkunastu godzinach jazdy w końcu siedzę we własnym pokoju. Zmartwiona mina panny Wellinger jakoś nie specjalnie mnie rusza.
- Powinnaś wracać do domu. - mówię tylko i odwracam głowę. Tępo wpatruję się w swój telefon. Na wyświetlaczu co rusz pojawia się uśmiechnięta buzia Andreasa. Od ponad sześciu godzin próbował się ze mną skontaktować chyba z dwieście razy. Jego wiadomości głosowe i smsy jeszcze bardziej ranią moje już i tak obolałe serce.
- Suz...
- Wynoś się! - wiem, że moje słowa sprawiają jej przykrość, ale ona tak bardzo go przypomina. - Po prostu zostaw mnie samą. - Tanja wstaje i podchodzi do drzwi. - Przepraszam. - mówię szeptem unikając jej wzroku. Odwracam głowę. Słyszę szelest zamykanych drzwi i wiem, że zostałam sama. Dosłownie sama...

- Nie jesteś sama, skarbie. - przymykam oczy w nadziei, że postać mojej matki rozpłynie się w powietrzu. Po chwili otwieram je z powrotem, ale ona nadal znajduje się tam, gdzie przed minutą.
- Tak, mam przecież Ciebie, prawda? - dlaczego ranię każdego, kto chce mi pomóc?
- Masz ojca i Andreasa. - kiwam z powątpiewaniem głową.
- Andreasa, powiadasz? No cóż, jednak nie mam. - z trudem powstrzymuję łzy.
- Suzanne czasem rzeczy wcale nie są takie jak nam się wydaje. - otwieram usta, by jej odpowiedzieć, ale dzwonek do drzwi mi to uniemożliwia. 

Mama znika, a ja zastanawiam się nad tym, czy mam w ogóle ochotę na spotkanie z natrętnym gościem.. Kiedy ta głupia melodyjka ustaje, następuje chwila ciszy i...
- Już idę przecież. - mruczę pod nosem i schodzę na dół. Na końcu języka mam jakąś głupią uwagę, ale kiedy widzę osobę stojącą na progu czuję jak wszystkie moje mięśnie napinają się ze zdenerwowania. Przełykam ślinę i ciągnę za klamkę.
- Och. - Claudia wygląda na bardzo zmieszaną. - Nie wiedziałam, że będziesz w domu. - przyglądam jej się badawczo. Jej czoło pokryte jest maleńkimi kropelkami potu. Zważywszy na temperaturę na dworze wydaje mi się to nieco dziwne.
- Proszę wejdź. Rozgość się, a ja przyniosę Ci coś do picia. - Claudia uśmiecha się delikatnie w moją stronę, jednocześnie masując swój brzuch. Spoglądam na zegarek, który wskazuje za kwadrans szósta. Tata powinien być w domu lada moment. Po kilku minutach wracam do salonu ze szklanką soku dla naszego niezapowiedzianego gościa. - Proszę. Mam nadzieję, że lubisz maliny. Tata toleruje jedynie taki sok.
- Dziękuję. - kobieta upija łyk i dostawia szklankę na stolik. - Dobrze się czujesz? - przygląda mi się przez chwilę. - Przepraszam, to kompletnie nie moja sprawa.
- W porządku. Nic mi nie jest. - słyszę samochód wjeżdżający do garażu i modlę się, by to był tata.
- Kochanie wróciłem. - kiedy wchodzi do salonu wygląda na zaskoczonego. - Nie wiedziałem, że wpadniesz. - podchodzi do Claudii i czule całuje ją na powitanie. Czuję się jak intruz, w dodatku takie gesty tylko potęgują moje kiepskie samopoczucie.
- Zostawię Was samych. - próbuję się ewakuować, ale tata ma dla mnie "niespodziankę".
- Suz, możesz zostać? Na chwilkę. - patrzy na mnie, a ja odwracam głowę byle tylko ukryć łzy.
- Jasne. - w napięciu czekam na rozwój wypadków. Tata wychodzi z salonu i po chwili wraca. Tuż za jego plecami pojawia się Andreas. Zaciskam dłonie w pięści, a moje usta zaczynają drżeć. Po minie ojca widzę, że nie ma pojęcia o przyczynach mojego dziwnego zachowania.
- Dzwoniłem. - Wellinger robi krok w moją stronę. Niemal natychmiast wracam wspomnieniami do dnia, w którym zrozumiałam, że jestem w nim zakochana.
- Wyjdź. - mój głos jest taki... - Nie odbierałam, bo nie miałam na to ochoty. Podobnie jak teraz nie mam ochoty na to, by na Ciebie patrzeć.
- Suz, co się...
- Wyjdź! - mój wybuch zaskakuje zarówno tatę jak i Claudię. Czuję jak moje serce ponownie daje o sobie znać. Ostatkiem sił próbuję utrzymać się na powierzchni. Robi mi się ciemno przed oczami, a ostatnie co pamiętam to silne ramiona Andreasa ochraniające mnie przed upadkiem.

~ Andreas ~

Telefon od Tanji kompletnie mnie zaskoczył. Nie rozumiałem jej pretensji. Wielokrotne próby skontaktowania się z Suzanne również nie przyniosły pożądanego skutku. Po rozmowie z trenerem uznałem, że muszę porozmawiać z nią osobiście inaczej Tanja gotowa po moim powrocie utopić mnie w łyżce wody. Podróż z Willingen trwała chyba całą wieczność. Przez całą drogę wysłałem do Suz kolejnych kilkanaście wiadomości, które pozostały bez odpowiedzi. 
- Jesteśmy na miejscu. Poczekaj aż po Ciebie przyjdę. - trener bierze swoją torbę podróżną i wchodzi do domu, w którym mieszka z Suzanne. Idę za nim krok w krok. Czuję się jak dzieciak, który chce zaprosić dziewczynę na pierwszą randkę.
- Kochanie wróciłem. - kiedy wchodzi do salonu na sekundę zapada cisza - Nie wiedziałem, że wpadniesz. - kompletnie nie rozumiem do kogo skierowane są te słowa.
- Zostawię Was samych. - kiedy słyszę jej głos mam ochotę wpaść do salonu i porwać ją w ramiona. Aż do teraz nie wiedziałem, że można za kimś tak tęsknić.
- Suz, możesz zostać? Na chwilkę. - czekam w napięciu na jej odpowiedź. Schuster prowadzi mnie do salonu, w którym czeka Suz. Na kanapie siedzi jakaś kobieta w zaawansowanej ciąży. Dociera do mnie, że to pewnie o niej nie tak dawno temu opowiadała mi Suzanne.
- Dzwoniłem. - robię krok w jej stronę. Suzanne patrzy na mnie zupełnie tak jakby widziała mnie po raz pierwszy.
- Wyjdź. - jej głos jest taki...  zimny- Nie odbierałam, bo nie miałam na to ochoty. Podobnie jak teraz nie mam ochoty na to, by na Ciebie patrzeć. - jej słowa sprawiają, że tracę grunt pod nogami.
- Suz, co się...
- Wyjdź! - jej wybuchu zaskakuje wszystkich zgromadzonych w salonie. Dopiero po kilku sekundach orientuję się, że coś jest nie tak. Suzanne robi się biała jak ściana i w ostatniej chwili udaje mi się ją złapać i uchronić przed upadkiem. Droga do szpitala dłuży mi się w nieskończoność. Suzanne odzyskuje przytomność i po chwili ponownie ją traci. Żadne z nas się nie odzywa. Wiem, że to zabrzmi cholernie niewłaściwie, ale co jeśli okaże się, że coś z nią jest nie w porządku? Może Michael miał rację? Może Suzanne od samego początku robiła ze mnie idiotę i w tym samym czasie spotykała się z nami obydwoma? Dotykam jej policzka.
- Niech się Pan pospieszy. Ona jest cała rozpalona. - Schuster dodaje gazu i po mniej więcej dwudziestu minutach parkujemy pod szpitalem. W drzwiach czeka na nas już pielęgniarka z wózkiem. Waham się, bo nie wiem co powinienem teraz zrobić. Pójść z nimi czy wrócić do domu? Jednego byłem pewien - muszę porozmawiać z Tanją, bo teraz tylko ona może mi to wszystko jakoś wyjaśnić.

~ Suzanne ~

- Córeczko musisz to zwalczyć. Musisz otworzyć oczy. - mama ma na sobie sukienkę w kwiaty, tę którą tak uwielbiałam, gdy byłam mała. - Tata Cię potrzebuje. Wiesz, że sam nie potrafi nawet włączyć pralki. - jej śmiech roznosi się echem po pomieszczeniu, w którym się znajdujemy.
- Gdzie ja jestem? - mówię z trudem. 
- Wszystko będzie dobrze kochanie. Musisz tylko otworzyć oczy. - mama dotyka dłonią mojego policzka, pochyla się i całuje mnie w czoło. - Powiedź tacie, że wszystko będzie dobrze.
- Ale mamo? O czym Ty mówisz? Mamusiu, proszę nie odchodź. Mamo?!

- Dzięki Bogu. - otwieram oczy i widzę nad sobą twarz taty. Wygląda na zmęczonego.
- Gdzie ja..
- Ciiii. Nic nie mów. Zawołam lekarza. - tata wychodzi z pokoju i dopiero wtedy dostrzegam, że w rogu na małym krzesełku siedzi Andreas.
- Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że byłbym w stanie... - nie kończy zdania, bo nagle do pokoju wchodzi mój ojciec w towarzystwie Wolfe.
- Witam z powrotem, Suzanne. - próbuje się do niego uśmiechnąć, ale niemal każdy ruch sprawia mi ogromną trudność. Kątem oka dostrzegam twarz Andreasa. Wygląda na zaskoczonego zażyłością, która występuję pomiędzy mną i Florianem. - Możesz mi powiedzieć jak się czujesz?
- Chyba dobrze. - nadal zerkam w stronę Wellingera.
- Zawroty głowy? Mdłości? - kiwam przeczącą głową. - Miałaś szczęście, że Twój przyjaciel zareagował tak szybko.
- Nie jestem jej przyjacielem. - słowa Andreasa sprawiają mi ogromny ból. - Muszę już iść. - Andy podchodzi i delikatnie całuje mnie w usta. - Wpadnę później. - widzę w jego oczach łzy, ale nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi.
- Zostań. - mówię do niego szeptem. Nie wiem czy to ton mojego głosu czy spojrzenie, ale ostatecznie zgadza się i z powrotem zajmuje swoje miejsce sprzed chwili.
- Musimy zostawić Cię na kilka dni w szpitalu żeby móc monitorować Twoje serce. Zrobimy szczegółowe badania i dopiero wtedy pozwolimy Ci wrócić do domu. Tym razem nie wypiszesz się na własne życzenia. - patrzę mu w oczy i w jakiś telepatyczny sposób próbuję go wybłagać, aby przypadkiem nie wysypał się przy tacie i nie powiedział mu o mojej chorobie.
- Panie doktorze czy moglibyśmy porozmawiać? Na osobności. - boję się, że w końcu Florian powie ojcu o mojej przypadłości. Patrzę na niego i delikatnie kiwam głową. Tata i Wolfe wychodzą na korytarz. Zostaję sama z Andreasem. Nadal pamiętam, że całował się z Lisą, ale nie umiem żyć obok niego nie będąc z nim.
- Suzanne, to co widziałaś w hotelu... to nie tak. Straciłem czujność, a Lisa to po prostu wykorzystała. - mam ochotę zaśmiać mu się w twarz. - Musisz mi uwierzyć, że to co jest pomiędzy nami jest dla mnie bardzo ważne. Od tylu lat próbuję wmówić sobie, że to tylko szczenięca miłość, ale obydwoje wiemy, że to coś poważniejszego. - siada przy moim łóżku. - Rozmawiałem z moją siostrą. Tanja o wszystkim mi powiedziała. - no chyba jednak nie o wszystkim. - Dawno nie widziałem jej takiej wkurzonej. Prawie mnie pobiła. - Andreas opuszkami palców dotyka mojego policzka. - Kocham Cię Suzanne. W sumie cholernie bałem się użyć tych słów, bo one są jak obietnica. Obietnica tego, że będę obok Ciebie, zawsze i wszędzie. Że choćby niebo waliło Ci się na głowę, ja podbiegnę i je przytrzymam. Że będę tylko Twój. Rozumiesz? - patrzę na niego i kompletnie nie wiem, co powiedzieć. - A widzisz... Ja nigdy nie łamię obietnic.
- Nie mów mi tego wszystkiego jeśli w głębi serca wiesz, że to nie prawda. - a co jeśli to jednak prawda? Co jeśli to, co przed chwilą usłyszałam jest prawdziwe?
- Musisz mi uwierzyć. Zaufaj mi. Nie umiem żyć obok Ciebie nie będąc z Tobą. - patrzę na niego zdziwiona. Zupełnie jakby czytał w moich myślach. Przełykam ślinę i patrzę mu w oczy.
- Ja Ciebie też kocham. - na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. - Kocham Cię. - powtarzam to w kółko. Całą sobą chłonę wyjątkowość tej chwili. Przez ponad dwie godziny Andreas czuwał przy moim łóżku. Wiele razy zbierałam się na odwagę żeby powiedzieć mu prawdę, ale niemal za każdym razem coś mnie powstrzymywało. Nadal zastanawiałam się nad słowami mamy. Co miało być dobrze? I dlaczego wplątała w to tatę?
- Jest już późno. Powinieneś wracać do domu, wziąć prysznic i wyspać się przed jutrzejszym dniem. - najchętniej zakazałabym mu każdego wyjazdu, który trwać będzie dłużej niż kilka godzin. 
- Wolałbym zostać. - widzę po nim, że jest zmęczony. Ciągłe wyjazdy i kłopoty w domu nie wpływały dobrze na jego samopoczucie. W dodatku jeszcze mój pobyt w szpitalu...
- Mnie też by to odpowiadało, ale sam wiesz, że to głupi pomysł. Jutro też tu będę także wiesz jak znajdziesz chwilę to możesz wpaść. - śmieje się i całuje mnie w usta. - Rozumiem, że to znaczy "tak kochanie wpadnę".
- Potrzebujesz czegoś? - patrzy mi w oczy.
- Tata jutro przywiezie mi kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Nie mam w sumie zamiaru zbyt długo tu zabawić. - najwyżej dzień, góra dwa.
- Zostaniesz tutaj tak długo jak będzie to potrzebne, jasne? - pochyla się nade mną i namiętnie całuje. - Śpij dobrze. - zakłada na siebie kurtkę, odstawia krzesełko na miejsce i podchodzi do drzwi. - Do zobaczenia jutro. - Andreas wychodzi na korytarz i zamyka za sobą drzwi. Przez chwilę uśmiecham się sama do siebie. Jeszcze kilka godzin temu czułam, że nie mam po co żyć, a teraz mam ochotę wykrzyczeć całemu światu, że zacznę o siebie walczyć.
- Twój chłopak chyba mnie nie lubi. - nie wiem kiedy Florian wszedł do sali, w której leżałam. - W sumie też by mi się nie podobało gdyby jakiś obcy facet ślinił się na widok mojej dziewczyny. - mam wrażenie jakby jego słowa miały jakiś ukryty sens.
- Jestem trochę zmęczona. A propo mam nadzieję, że nie wygadałeś się przed moim tatą?
- Spokojnie. Jesteś pełnoletnia i nie mam obowiązku informować Twoich bliskich o stanie Twojego zdrowia. Zastanawiam się tylko jak długo masz zamiar to wszystko jeszcze ukrywać?
- Tak długo jak będzie trzeba. - a może tu wcale nie chodzi o to, że chwila wydaje mi się nie odpowiednia? Może chodzi o to, że boję się im o tym powiedzieć? Może boję się, że kiedy poznają prawdę zostanę z tym sama?

***

- Mówiłaś, że po tym co widziała już nigdy więcej się do niego nie odezwie. Tymczasem on siedzi przy jej łóżku i nikogo do niej nie dopuszcza. - mężczyzna, z którym Lisa zawarła krótkotrwały pakt wyglądał na wściekłego. Wydawać by się mogło, że obecność Andreasa wpływała na niego niczym czerwona płachta na rozjuszonego byka.
- Spokojnie. To tylko małe niedociągnięcie. Wkrótce dostaniesz to, czego chcesz. A tymczasem... może zajmiemy się sobą? - Lisa doskonale wiedziała jak działa na płeć przeciwną. A kiedy już udało jej się złapać ofiarę w sieć, nie miała najmniejszego zamiaru wypuścić jej ze swoich rąk. Florian nie był w stanie obronić się przed wdziękami młodej kobiety. Czuł, że ten romans może go pogrążyć. Chciał mieć Suzanne tylko dla siebie i był przekonany, że tylko panna Neuman jest w stanie dać mu to, czego pragnie...

niedziela, 8 lipca 2018

VI. Czasem wystarczy tylko czyjaś obecność, by wszystko inne potoczyło się łatwiej.

~ Suzanne ~

 Sobotni konkurs w Willingen w sumie nie zakończył się dla Andreasa najgorzej. Piąta pozycja dawała nadzieję na coraz lepsze wyniki. Czułam, że Andi nie jest zadowolony ze swoich skoków, ale niestety w tym aspekcie jego życia nie miałam zbyt wiele do powiedzenia. Nigdy jakoś szczególnie nie interesowało mnie to ich całe skakanie. Wiele razy wyobrażałam sobie, że siadam na belce i kończę w szpitalu. Podziwiałam ich odwagę, ale to tyle. Bycie hotką kompletnie do mnie nie pasowało. Pamiętam, że Lisie imponowały sukcesy jakie odnosił Andreas. A właśnie wracając do jego dziewczyny...
- Lisa już wie? - patrzę na rozpromienioną twarz Tanji i zaczynam się zastanawiać nad jej słowami. - No co się na mnie gapisz? Mam coś na brodzie?
- Nie, skądże. Ja tylko... Właściwie to zastanawiam się nad Twoim pytaniem. Nie pomyślałam o niej kiedy... - czuję jak na moje policzki wstępuje rumieniec.
- Kiedy przyssałaś się do mojego brata niczym cielę do...
- Błagam, skończ. - jej głupia uwaga sprawia, że prawie krztuszę się wodą, której łyk upiłam przed sekundą. - Ale tak, mniej więcej to chciałam powiedzieć. - odczytuję wiadomość od Andiego i uśmiecham się pod nosem. - Chyba powinien jej już powiedzieć, prawda? Jak długo w ogóle oni są razem? - kątem oka dostrzegam zdziwioną minę mojej towarzyszki.
- Od dnia, w którym zaczęłaś spotykać z Hoffmannem. - jak przez mgłę pamiętam ten dzień. Michael znalazł mnie wtedy w szkolnej toalecie, zapłakaną. Nie wiem dlaczego wtedy go pocałowałam. Może wydawało mi się, że to ukoi mój ból? A może po prostu szukałam wymówki żeby uciec od Wellingera? 
- Wiesz, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? - Tanja patrzy na mnie kiwając głową. - Zrobiłam to, bo chciałam wzbudzić zazdrość w Twoim bracie.
- Bardzo głupi to był pomysł. - mówi z poważną miną, ale po chwili wybucha głośnym śmiechem. Udziela mi się jej nastrój i po chwili obydwie chichoczemy jak niespełna rozumu.
- Po śmierci mamy nie potrafiłam sobie poradzić sama ze sobą. - mówię kilka minut po tym jak się uspokajamy. - Najbardziej brakowało mi wtedy kogoś, kto chociaż spróbowałby mnie zrozumieć. Czułam się cholernie samotna, a decyzja taty o odesłaniu mnie do ciotki tylko bardziej potęgowała to uczucie. - zawieszam głos, bo wiem, że moje kolejne słowa wstrząsną Tanją. Biorę głęboki oddech i patrzę jej w oczy. - Próbowałam się zabić. - zapada pomiędzy nami niezręczna cisza. Wiem, że takich rzeczy nie mówi się każdemu. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że mogę jej zaufać. - Ciotka wróciła do domu w ostatniej chwili. - podciągam rękaw bluzki i pokazuję jej blizny na nadgarstku. - Czuję się tak jakby wewnątrz mnie szalało tornado, które pochłonęło znaczną część mojej osobowości. Kiedyś mogłam godzinami siedzieć przy fortepianie, a teraz nie potrafię się zmusić do tego, by na niego spojrzeć. To tak jakby wypełniła mnie pustka. - Tanja siada obok i obejmuje mnie ramieniem.  - Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale ślub z Michaelem miał mi dać siłę do walki. Potrzebowałam jakiegoś bodźca żeby zawalczyć o siebie, o swoje zdrowie. O przyszłość - dodaję po chwili.
- Teraz masz Andreasa. I mnie. - boję się, że kiedy usłyszy ciąg dalszy mojej opowieści zmieni zdanie. Boję się, że zabierze swoje rzeczy i zniknie z mojego życia. Boję się, że to samo zrobi Andreas.

- Skarbie musisz zacząć od nowa ufać ludziom. - słyszę w głowie jej aksamitny głos. 
- Nie umiem, mamo. Boję się, że kiedy prawda wyjdzie na jaw to zostanę sama. - zdaję sobie sprawę z tego, że mama na rację. Bez zaufania nie zbuduję trwałych filarów przyjaźni, nie mówiąc już o miłości.
- Oni muszą wiedzieć. Musisz się przed nimi otworzyć. Tata...
- Nie, jego w to nie mieszaj. Musi najpierw uwierzyć, że wszystko jest w porządku. - wiem, że za chwilkę zniknie i staram się zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jej wyglądu.
 - Twój ojciec bardzo cierpi. Musisz z nim porozmawiać. Wiem, że sobie poradzisz.

- Ziemia do Suzanne, zgłoś się. - Tanja potrząsa mną i przygląda mi się z troską. - Zupełnie jakbyś myślami była gdzieś indziej.
- Przepraszam. Mogę mieć do Ciebie prośbę? Chcę żeby ta rozmowa została między nami. - Tanja próbuje mi się sprzeciwić. - Powiem mu o wszystkim, obiecuję. Po prostu to nie jest odpowiedni czas. Poza tym... Chodzi o to, że ja...
- No dalej, wykrztuś to. - co ja właściwie mam jej powiedzieć?
- Bo wiesz zostało mi kilka miesięcy życia? Mam guza mózgu i przestałam się leczyć? Czy może... jestem pieprzoną egoistką, bo nie potrafię przyznać się sama przed sobą, że poszłam na łatwiznę? Czy raczej to, że jestem tchórzem, bo zamiast o siebie walczyć po prostu dałam za wygraną?
- Kocham Twojego brata i nie chcę żeby cokolwiek przeszkodziło mu w spełnianiu marzeń. - udawanie, kłamanie tak teraz wygląda moje życie. - Wiesz co, chyba muszę porozmawiać z tatą. Nie chcę żeby myślał, że mam go za ostatniego drania. - jakimś cudem udaje mi się ukryć prawdę. Po raz kolejny okazuję się tchórzem. W drzwiach wpadam na Marcusa. Niemal od razu przypominają mi się słowa Michaela. Zastanawiam się nad tym, jak teraz powinnam zachowywać się w obecności Eisenbichlera.
- O cześć. - uśmiecham się do niego. - Andreas nie mówił, że przyjedziesz na zawody. - czyżby Wellinger również dostrzegał to, czego ja nie byłam w stanie?
- Wpadłam niespodziewanie. - czuję się nieswojo, kiedy Marcus dotyka mojego ramienia. - Właściwie to spieszę się na spotkanie z tatą. 
- Och, to tak. Jasne. Przepraszam, że Cię zatrzymałem. - jego mina zbija mnie z tropu. Wygląda na zasmuconego moim unikiem, ale może przez Hoffmanna zaczynam widzieć rzeczy, których po prostu nie ma? Pokój taty znajduje się na niższym piętrze. Na początku mam zamiar skorzystać ze schodów, ale uznaję ostatecznie, że to jednak może być zbyt duże obciążenie dla mojego organizmu. Florian, tak wiem, że to dziwne, ale myślenie o nim jako o " doktorze Wolfe" jakoś nie może mi przejść przez gardło, prosił bym się oszczędzała. Drzwi windy rozsuwają się niemal bezszelestnie. Pewnie nawet bym tego nie zauważyła, gdyby pewien osobnik bardzo denerwującym głosem nie zakomunikował mi, że powinnam wsiadać. Patrzę spode łba na Lisę i naciskam guzik piętra taty. Ta podróż trwa w nieskończoność. Modlę się w duchu, by była? obecna? dziewczyna mojego (lub też nie) Andreasa nie rzuciła się na mnie z pazurami. Kiedy w końcu mogę opuścić tę zbyt małą dla nas dwóch przestrzeń jestem dosłownie wniebowzięta. Przed drzwiami pokoju taty waham się. W sumie nie jestem do końca pewna tego, co chcę mu powiedzieć. 

- Odwagi kochanie. Nie taki diabeł straszny...

- Jak go malują. - dokończam szeptem i pukam. Widzę po jego minie, że jest zaskoczony moją wizytą, ale kiedy przytulam się do niego wszystkie moje wątpliwości znikają. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle każdy element zaczyna pasować do kolejnego.
- Przepraszam tatusiu. - od śmierci mamy mam już tylko jego. Przez bardzo długi czas był dla mnie ojcem i matką. Chronił mnie, pomagał i na każdym kroku okazywał mi ogrom miłości. - Nie chcę żebyś miał mnie za egoistkę. - moje słowa bardzo go zdziwiły.
- Dlaczego miałbym tak o Tobie myśleć? Jesteś moją córką i kocham Cię bardziej niż kogokolwiek innego. Może i jesteś już dorosła, ale dla mnie zawsze będziesz moją malutką Suz.
- Mama nie chciała żebyś był sam. Ja bałam się, że jak w Twoim życiu pojawi się inna kobieta to przestaniesz mnie kochać. - nie umiem powstrzymać łez cisnących mi się do oczu. Patrzę na jego zatroskaną twarz i rozumiem, że nie mam prawa ukrywać przed nim swojej choroby. Po mojej śmierci wcale nie będzie mu łatwiej tylko dlatego, że się jej nie spodziewał.
- Głuptasie. Jedno z drugim nie ma ze sobą nic wspólnego. Claudia... ona bardzo mi pomogła. Twoja mama naprawdę o niej wiedziała. Poznały się na kilka tygodni przed jej śmiercią. Chcieliśmy Cię chronić dlatego też uznaliśmy, że nie musisz wiedzieć o wszystkim. Teraz wiem, że zachowaliśmy się niewłaściwie. Miałaś prawo znać prawdę. - jeszcze mocniej przytulam się do niego.
- Tato, muszę Ci o czymś powiedzieć. - nie wiem, czy to był jakiś znak, czy tylko złośliwość rzeczy martwych, ale jego telefon odezwał się w najmniej odpowiedniej chwili.
- Kochanie muszę odebrać, ale wrócimy do tej rozmowy, dobrze? - jest tak zaabsorbowany rozmową, że nie zauważa mojego zdenerwowania. Szybko przeanalizowałam wszystkie "za i przeciw" i uznaję, że to nie jest odpowiednie miejsce ani czas na moje wyznanie.
- Co takiego chciałaś mi powiedzieć? - patrzę mu w oczy i dociera do mnie, że prawda go zrujnuje.
- Powinniśmy zaprosić Claudię do nas na kolację. Chciałabym ją poznać. Ją i jej synka, to znaczy Twojego, to znaczy...
- Philip. Twój brat ma imię Philip.
- Zapamiętam. Będę uciekać. Chciałam się jeszcze pożegnać z Andreasem, oczywiście jeśli jego trener wyrazi zgodę. - całuję go na do widzenia i wychodzę na korytarz. Mój oddech zaczyna niebezpiecznie przyspieszać, a serce dosłownie wali niczym dzwon. Takie ataki zdarzają się niestety coraz częściej. Jakimś cudem udawało mi to się ukrywać, ale zadaję sobie pytanie "jak długo jeszcze"?  Wracam do pokoju, który dzielę z Tanją i próbuję skontaktować się z Andreasem. Niestety za każdym razem odzywa się poczta. Postanawiam, że go poszukam. Nie chcę wyjeżdżać bez pożegnania. W apartamencie, w którym mieszkał wspólnie z Gaigerem, go nie zastałam. Dowiedziałam się jedynie, że wyszedł kilka minut temu na spotkanie z... dziewczyną?!
Uznaję więc, że zapewne znajdę go pod drzwiami swojego lokum. Jakież jest moje zdziwienie, gdy kilka metrów dalej widzę Andreasa obściskującego się z Lisą. Czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Odwracam się na pięcie i zbiegłam schodami kilka pięter w dół. Wiem, że zapłacę za to wysoką cenę, ale nie ma to dla mnie kompletnie żadnego znaczenia. Na parkingu wpadam na siostrę Wellingera. Tanja patrzy na mnie i przez kilka sekund nie wydaje z siebie żadnego dźwięku.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - jej pytanie kompletnie zbija mnie z tropu.
- Ja? Ale o czym? Czego Ci nie powiedziałam? - nadal nie mogę dojść do siebie po tym, co zobaczyłam.
- O tym Suzanne. - Tanja wyciąga z kieszeni tabletki, które przecież powinny znajdować się w mojej torbie. - Dlaczego? - wiem, że dalsze udawanie i próby ukrycia mojej choroby nie mają sensu.
- Nie tutaj. - łapię ją za rękę i ciągnę w stronę hotelu. Wspólnie wsiadamy do windy. Kilka pięter później winda zatrzymuje się, a moje serce po raz kolejny zaczyna szaleć. Ostatkiem sił próbuję opanować atak. Mocno ściskam dłoń Tanji, ale widok zadowolonej z siebie Lisy doprowadza mnie niemal do płaczu. Czuję wibracje telefonu. Wiem, że to wiadomość od Andreasa, ale to już nie ma znaczenia. Żadnego. W końcu dostajemy się na swoje piętro i tak szybko jak to tylko możliwe próbuję wepchnąć Tanję do pokoju i uciec przed spotkaniem z Andreasem.
- Boże Suzanne, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - kiedy chcę jej odpowiedzieć słyszę pukanie do drzwi.
- Jeśli to Twój brat powiedź, że mnie nie ma i nie wiesz, gdzie jestem. - patrzy na mnie kompletnie zaskoczona. - Proszę. Później Ci wyjaśnię, tylko błagam zrób coś żeby sobie poszedł.
- Oszaleję przez Was. - Tanja spełnia moją prośbę i jakimś cudem udaje jej się nie doprowadzić do mojego spotkania z jej bratem. - A teraz czekam na wyjaśnienia. - biorę głęboki oddech i zaczynam powoli otwierać kolejne drzwi.
- Widziałam go z Lisą. Wcale nie wyglądali jakby się rozeszli. - chowam twarz w dłoniach i próbuję wyrównać swój oddech. - Myślałam, że on naprawdę chceę ze mną być. - zagryzam dolną wargę, by powstrzymać atak paniki. Tanja siada obok i przygarnia mnie do siebie.  - A tak poza tym mam raka. Lekarze dają mi kilka miesięcy. Jak znowu spotkam Twojego brata to obije mu te jego ładną buźkę. - Tanja głaszcze mnie po plecach i robi co w jej mocy bym przestała płakać.
- Zaraz. Co Ty powiedziałaś?
- Powiedziałam, że mam zamiar zabić Twojego brata.
- Nie o tę część mi chodzi.
- Jestem chora. Jakoś mi lżej kiedy w końcu powiedziałam to na głos. - patrzę na nią i zastanawiam się jak to możliwe, że dałam się nabrać na czułe słówka Wellingera? Może chodziło mu jedynie o zabawę?
- Przestać pieprzyć. Nie pozwolę Ci umrzeć, rozumiesz? - Tanja zaczyna nerwowo spacerować po pokoju. - Te tabletki chyba jakoś Ci pomagają skoro je nosisz, prawda?
- Nie wiem, bo jeszcze żadnej nie wzięłam. Florian, to znaczy doktor Wolfe mi je przepisał, ale nie słuchałam go, kiedy mówił w czym mają pomagać.
- Zbieraj się. - jej mina nie zwiastuje niczego dobrego.
- Dokąd?
- Jedziemy do szpitala. Już ja sobie porozmawiam z tym całym doktorkiem. A co do mojego brata... 

w tym samym czasie...

- Misja wykonana. - blondynka w bardzo dobrym nastroju wsiadła do samochodu, który czekał na nią na parkingu hotelowym.
- Jesteś pewna, że Was widziała? - mężczyzna siedzący na fotelu pasażera nie wyglądał na zbyt entuzjastycznie nastawionego do planu, który kilka dni temu przedstawiła mu Lisa.
- Jej zapłakana twarz to najlepszy dowód, kochany. Przechodzimy do drugiej części. - zachowywała się jak obłąkana. Jej szyderczy śmiechem odbijał się echem we wnętrzu samochodu. 
- Już za kilka tygodni Andreas znowu będzie mój, a Ty zajmiesz się pocieszeniem naszej małej skrzywdzonej Suzanne.
szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis