niedziela, 6 maja 2018

II. Pożycz mi swoje usta. Oddam , kiedy nauczę się mówić.

~Suzanne~

Wydarzenia, które nastąpiły bezpośrednio po śmierci mamy tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że życie jest totalnie do bani. W miasteczku aż huczało od plotek i na każdym kroku dowiadywałam się o swojej rodzinie czegoś nowego. Jedni twierdzili, że mama zmarła, bo ojciec nie pozwolił jej na operację, jeszcze ktoś inny ubzdurał sobie, że tata miał kochankę. Szczytem głupoty jednak była wiadomość o tym, że mama popełniła samobójstwo, bo miała głęboką depresję. Na pogrzebie kościół wypełniony był ludźmi po same brzegi, ale tak na prawdę na palcach jednej ręki mogłam zliczyć tych, którzy przyszli po to, by się z nią pożegnać. Bolało mnie to, bo mama nigdy nie zrobiła nikomu niczego złego. Wyznawała zasadę, że nie można krzywdzić innych, bo to prędzej czy później do Ciebie wróci. W ten czy inny sposób. Z ciężkim sercem słuchało się tych wszystkich bredni. Najgorsze było jednak to, że nie miałam siły dementować tych bzdur. Ogarnęła mnie pustka. Czułam, że zamykam się na świat i było mi to obojętne. To, co kiedyś dawało mi radość teraz przestało mieć znaczenie. Pasja, z którą oddawałam się swojemu hobby - zniknęła. Stawałam się cieniem samej siebie. Michael nie przejmował się moim stanem i nadal próbował zaciągnąć mnie do łóżka. Wydawało mu się, że jestem łatwym celem, bo nie mam już przecież nic do stracenia. Nie miałam siły, by walczyć. Ponoć najtrudniejszym przeciwnikiem jesteśmy dla siebie my sami. Pod jednym względem miał rację... Wszystko co kochałam, wszystko na czym mi zależało... zniknęło. Powrót do szkoły był ponad moje siły. Szepty za plecami i ukradkowe spojrzenia nie były wcale takie złe. Najgorsze było współczucie. Widziałam w oczach Andreasa coś, czego nie chciałam w nich zobaczyć. Potrzebowałam wtedy czegoś więcej niż obecności Michaela. Cała złość na Wellingera wyparowała, zniknęła niczym bańka mydlana. Pamiętam, że marzyłam wtedy o tym, by był przy mnie ktoś, kto mnie zrozumie. Potrzebowałam Jego, ale było to nie realne. Każdego dnia coraz bardziej traciłam kontakt z otoczeniem. W końcu tata zdecydował się wysłać mnie do swojej siostry. Przeprowadzka do Berlina miała mi pomóc na nowo odnaleźć siłę do życia... Zamiast tego doprowadziłam ciotkę na skraj wytrzymałości. Kilka dni po tym, jak tata przywiózł mnie do stolicy miałam chwilę zwątpienia. Ciotka znalazła mnie dosłownie w ostatniej chwili. Do dzisiaj na samą myśl o tym, że chciałam zrobić coś tak głupiego, zbiera mi się na płacz. Zagroziłam jej wtedy, że jeśli powie o tym komukolwiek, to następnym razem może nie zdążyć na czas. Wstyd mi za to jak ją wtedy potraktowałam. Blizny na nadgarstkach, które ukrywam pod stertą wszelkiego rodzaju bransoletek przypominają mi o tym, że wystarczy chwila, aby zwątpić w siebie. Wystarczy chwila na to, by przestać czuć. Kiedy patrzę na nasze zdjęcia rodzinne zastanawiam się nad tym, jak to możliwe, że minęło już tyle czasu od dnia, w którym straciłam mamę. Pięć lat... Pięć cholernie długich i naprawdę trudnych lat, a ja nadal nie pozbyłam się tej pustki, która mnie wtedy8 wypełniła.

***

Dzisiaj po raz pierwszy od bardzo dawna zdecydowałam się towarzyszyć ojcu na treningu. Czuję, że to jedyny sposób na spędzenie z nim czasu. Wiem, że muszę mu w końcu powiedzieć o tym, że jestem chora, ale to potwornie trudne. Wiele razy już prawie wyznałam mu całą prawdę, ale za każdym razem coś mnie powstrzymywało. Rozsiadłam się wygodnie na trybunach pod skocznią i obserwowałam kolejnych zawodników. Moje serce zabiło mocniej, gdy zrozumiałam, że za parę sekund Andreas wyląduje zaledwie kilka metrów ode mnie. Zsunęłam na oczy okulary przeciwsłoneczne i w napięciu czekałam aż Wellinger pojawi się na belce. Wiedziałam, że Andi nie zdaje sobie nawet sprawy z mojej obecności. Pierwsza faza lotu przebiegła bez żadnych zakłóceń. Przy lądowaniu zupełnie jakby stracił na chwilkę koncentrację i o mały włos nie zaliczył upadku. Andreas zsuwa z oczu gogle i patrzy centralnie na mnie. Po kilku sekundach obok niego pojawia się inny skoczek. Owszem, kojarzyłam ich z telewizji, ale miałam ogromny problem z dopasowaniem nazwiska do twarzy. Wellinger zupełnie jakby nic sobie nie robił z docinek kolegi - nadal wpatruje się we mnie.


~Andreas~

- Suz? - nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ona. Patrzę na nią i nie wiem co zrobić. Podejść i się przywitać, czy zignorować ją i... uciec? Po chwili obok mnie zjawia się Marcus i już wiem, że mi nie odpuści. Jest moim przyjacielem, ale nawet jemu nie opowiedziałem o Suzanne Schuster. Tak, mam na jej punkcie coś na kształt obsesji. Nawet moje siostry czują, że dzieje się ze mną coś dziwnego, coś czego sam nie umiem zrozumieć. Ta dziewczyna zawładnęła całkowicie moim życiem. Myślę o niej częściej niż bym tego chciał. Widzę ją w snach i oddałbym wszystko za odrobinę zainteresowania z jej strony. Minęło pięć lat, ale ja nadal pamiętam smak jej ust. Mógłbym przysiąc, że tamtego feralnego dnia  zobaczyłem w jej oczach... Miłość.
- Gdybyś tylko wiedział jak bardzo za Tobą tęskniłam. 
- Stary dobrze się czujesz? - Marcus klepnął mnie w plecy i odwrócił głowę w stronę Suzanne. Stoję jak słup soli. Nie jestem w stanie wykonać żadnego ruchu, nogi mam jak z waty, a język plącze mi się niemiłosiernie. Nie umiem wydobyć z siebie nawet jednego poprawnego zdania.
- Proszę, zrób ten cholerny krok. Podejdź do mnie.
- Andreas? - Eisenbichler macha mi ręką przed oczami i dopiero wtedy wracam na ziemię. Przełykam ślinę i uśmiecham się do Suzanne. Mam ochotę skakać z radości, gdy dziewczyna macha w moją stronę. - Stary, kim jest ta lasencja? - patrzę ze złością na Marcusa.
- Ma na imię Suzanne. - warczę na niego. - I nigdy, przenigdy nie nazywaj jej w ten sposób, jasne? - czuję się jak jej obrońca. Chcę nim być, ale wiem, że jest zaręczona. Właśnie... za kilka tygodni zostanie żoną innego i będzie poza moim zasięgiem. Wiem, że to samolubne z mojej strony, ale nie mogę jej pozwolić wyjść za Hoffmanna. Ten koleś nie jest dla niej odpowiedni.
- A kto jest dla niej odpowiedni, Andreas? - odzywa się ten wewnętrzny głos o istnieniu którego kompletnie zapomniałem. - Ja. - odpowiadam i idę w jej kierunku. Suzanne ostrożnie wchodzi na skocznię i idzie w moją stronę. Słyszę za sobą kroki Marcusa, ale teraz liczy się dla mnie jedynie ona.
- Cześć Suz. - wyciągam do niej rękę, a ona robi coś kompletnie szalonego. Podchodzi bliżej, całuje mnie w policzek i niepewnie przytula się do mnie.
- Boże Wellinger, ale z Ciebie idiota.
- Cześć Andi. - uśmiecha się do mnie w taki sposób jakbym był jej całym światem.
- Nie jesteś jej światem. - ten cholerny głos nie daje o sobie zapomnieć. - Ona ma narzeczonego, wkrótce będzie jego żoną, a Ty zostaniesz sam. Znowu.
- Kopę lat. - patrzę na jej zaróżowione od chłodu policzki i mam cholerną ochotę sprawdzić jak jej ciało zareaguje na mój dotyk.
- Wstrzymaj konie, wodzu. - cholerna podświadomość usilnie próbuje przekonać mnie, że jestem na przegranej pozycji.
- Nadal ten sam zawadiacki uśmiech i spojrzenie, w którym można utonąć.
- Nie sądziłem, że Cię tu spotkam. - Marcus staje obok mnie i z zainteresowaniem przygląda się Suzanne.
- Może byś nas sobie przedstawił? - szturcham Eisenbichlera w ramię w nadziei, że się przymknie. - Twoja mama byłaby niepocieszona gdyby dowiedziała się jaki jesteś niewychowany. - Suzanne wybucha śmiechem.
- Suzanne. -podaje mu rękę. 
- Marcus. Miło mi. - Eisenbichler patrzy na nią przez chwilę, a później przenosi swój wzrok na mnie. Jestem zły, bo pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie. W dodatku sposób w jaki na nią patrzy...
- Suz! - słyszymy wołanie trenera i jak jeden mąż odwracamy się w jego stronę - Możemy już jechać. - Schuster podchodzi do nas i przytula do siebie dziewczynę. Marcus robi dziwną minę, ale nie odzywa się. - Widzę, że zawierasz nowe znajomości.
- Tato zapomniałeś, że chodziłam z Andreasem do szkoły zanim... - widzę łzy w jej oczach i mam ochotę wziąć ją w ramiona i sprawić, by już nigdy więcej smutek nie pojawił się na jej twarzy. - ... zmarła mama. - kończy po chwili i patrzy na mnie. 
- No tak, rzeczywiście. - trener doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Suz cierpi. Pomimo upływu lat jej smutek i żal wcale nie straciły na intensywności. - Jedźmy już, bo babcia znowu będzie zła. - Suz żegna się z Marcusem i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu ponownie się do mnie przytula.
- Zrób coś Andi, bo stracisz mnie na dobre.
- Ty baranie. - patrzę na Eisenbichlera i kompletnie nie wiem o co mu chodzi. - Między Wami iskrzy, że aż miło patrzeć, a Ty stoisz  jakbyś języka w gębie zapomniał.
- A co Twoim zdaniem powinienem zrobić? Złapać ją za włosy i ciągnąć za sobą do jaskini jak jakiś prymityw? - Marcus wybucha śmiechem.
- Jeśli lubisz takie zabawy. - zabieram swoje narty i maszeruję za przyjacielem. Nadal czuję na policzku jej usta. Na samą myśl o tym, że Hoffmann ją dotyka wzbiera we mnie gniew.
- Ona wychodzi za mąż. - wyrzucam to z siebie w końcu.
- Może tak, a może nie. Stary wiem co widziałem. To, czy ona powie "TAK" innemu zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Wspomnisz moje słowa. - wsiadam do samochodu i zapinam pas. Wiem, że muszę jeszcze wrócić do domu po resztę swoich rzeczy, ale jakoś nie w głowie mi przeprowadzka. -  Mam pomysł jak Was ze sobą spiknąć. - patrzę na Marcusa. - Muszę tylko wiedzieć, czy się na to piszesz?
- Jeśli uda Ci się odciągnąć ją od Hoffmanna, będę Twoim dłużnikiem. 
- To znaczy, że mogę działać? - kiwam głową i wygodniej rozsiadam się w fotelu pasażera. Już wiem, że zrobię wszystko, by ją zdobyć.

~Marcus~

Gdyby to na mnie patrzyła tak jak na niego...

2 komentarze:

  1. Suzanne bardzo przeżyła śmierć swojej mamy. Właściwie, mimo upływu czasu. Nadal się z tym nie pogodziła. Co wcale nie dziwi, w końcu była dla niej najważniejszą osobą na świecie.
    W dodatku praktycznie w nikim nie miała wsparcia. Ten jej narzeczony, po prostu brak słów do niego. Myśli tylko o tym, jak zaciągnąć Suz do łóżka...
    Dobrze, że jej ciotka wróciła wtedy na czas i próba samobójcza się nie udała. Dziewczyna musiała być wtedy w bardzo złym stanie, a teraz jeszcze ta choroba. Naprawdę okropnie jej współczuję.
    Jej ponowne spotkanie z Andreasem, dobitnie pokazało, że są dla siebie ogromnie ważni. To jak Suzanne się z nim przywitała. Ona nadal go kocha.
    Mam nadzieję, że Wellinger weźmie się teraz do roboty i zawalczy o dziewczynę. Strasznie mnie ciekawi, co to za pomysł Markusa. No i jego perspektywa bardzo mnie zaintrygowała.
    Nie mogę się doczekać, kolejnego rozdziału.
    Życzę dużo weny.
    Pozdrawiam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny rozdział. ♥

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis