Pobyt w szpitalu uświadomił mi, że wkrótce może być za późno na to, by powiedzieć o wszystkim Andreasowi. Leżąc we własnym łóżku rozmyślałam nad tym jak i kiedy wyjawić mu mój sekret. Nie byłam do końca pewna czy moje wyznanie nie sprawi, że Wellinger odsunie się ode mnie. Nie miałam jednak czasu na gdybanie, czas uciekał nieubłaganie, a ja stawałam się coraz bardziej podatna na wszelkiego rodzaju ustrojstwa krążące w powietrzu. Owszem na horyzoncie pojawiła się mała szansa na to, że moja przypadłość może zostać nieco zahamowana. Nie było mowy o pełnym wyzdrowieniu, bo według Wolfa guz ulokowany jest w trudno dostępnym miejscu - jakbym nie wiedziała... Nadal nie dawało mi spokoju zdjęcie Floriana i Anny. Fakt, opowiadała mi o narzeczonym, ale nie przypominam sobie o tym, by kiedykolwiek padło jakieś konkretne imię. Swego czasu nawet jej zazdrościłam. Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi.
- Suzanne, to ja. - Claudia zadomowiła się u nas już na dobre. Cieszyłam się, bo tata w końcu wyglądał na szczęśliwego. Zamartwiał się jedynie tym, czego nie był w stanie naprawić - mną. - Na dole czeka na Ciebie doktor Wolfe. - zdziwiłam się odrobinę, bo nie przypominam sobie żebyśmy byli umówieni.
- Powiedź, że za chwilkę zejdę, dobrze? - nie mam najmniejszej ochoty na spotkanie z Florianem, ale wiem, że nie ma innego wyjścia. Wstaję z łóżka, narzucam na siebie szlafrok i powoli schodzę po schodach. Słyszę jak Wolfe swobodnie dyskutuje z Claudią, czuje się wręcz jakby był u siebie.
- Witaj Suz. - nie wiem czemu, ale strasznie irytuje mnie kiedy on tak do mnie mówi.
- Suzanne. - poprawiam go i zajmuję miejsce na kanapie. Czuję narastający ból, ale staram się nie zwracać na to uwagi. - Nie byliśmy umówieni, prawda? - kątem oka dostrzegam zdziwione spojrzenie Claudii. Kobieta po krótkim czasie dyskretnie wycofuje się z salonu. Zostaje z Florianem sama. - Możesz mi powiedzieć po co właściwie przyszedłeś? - Wolfe siada obok mnie. Czuję zapach jego perfum i niemal natychmiast staje mi przed oczami scena ze szpitala - pocałunek, który poruszył we mnie coś o istnieniu czego nie miałam nawet pojęcia. Nie wiem czy to Opatrzność nade mną czuwała czy może Marcus czuł, że dzieje się akurat coś, co nie powinno. Eisenbichler pojawił się w odpowiednim momencie. Florian zmierzył go chłodnym wzrokiem, wyszeptał mi do ucha kilka niezrozumiałych słów i wstał.
- Pójdę już. Widzę, że odwiedzin masz aż nadto. - nie bardzo ogarniam o co mu chodzi. Odgrywa wielce obrażonego - i to dlaczego? Bo Marcus śmiał przyjść od mnie w odwiedziny. - Widzimy się za tydzień. - patrzę na niego zdziwiona. - Kontrola. - ach, no tak.
- Zupełnie o niej zapomniałam. - kogo ja w ogóle próbuję oszukać? Siebie czy jego?
- Kochana, sama nie wiesz czego - i KOGO - chcesz. - to coś nowego. Głos, który mnie strofował nie należał do mamy. Był inny, przesycony gniewem i złością.
- Nie musisz mnie odprowadzać. Znam drogę do drzwi. - nie wiem co miała na celu ta głupia uwaga. Zupełnie jakby chciał dać Marcusowi do zrozumienia, że jej częstym gościem w moim domu. O! Co to, to nie!
- Przepraszam Cię za niego. Kompletnie nie ogarniam tego kolesia. - Eisenbichler siada obok mnie i niby to przypadkiem dotyka mojej dłoni swoją. Pomiędzy nami panuje dziwna atmosfera. Podnoszę głowę i natrafiam na jego zaciekawione spojrzenie. Uśmiecham się do niego i...
- Och. - czuję się jak przestępca przyłapany na kradzieży. Claudia przygląda nam się w ciszy. - Chciałam tylko zapytać czy nie napijecie się herbaty?
- Nie. - dukam i odwracam głowę. Nie chcę widzieć w jej oczach tego, co sama o sobie myślę.
- Jesteś wyrachowaną, podłą.. - no dobra, tylko nie kończ.
- Suz mogę Cię na sekundkę prosić. - wstaję z kanapy i drepczę za Claudią. Wiem, że czeka mnie umoralniająca pogadanka. - Możesz mi wyjaśnić, co Ty robisz? Myślałam, że zależy Ci na Andreasie.
- Bo zależy, ale...
- Nie ma żadnego "ale". Albo się kogoś kocha albo nie. Proste. - uśmiecham się pod nosem, bo dokładnie taką samą pogadankę urządziła mi mama. W tym samym miejscu i co dziwne chodziło o te samą osobę.
- Nigdy nie kochałam nikogo poza nim. - mówię szeptem i chowam twarz w dłoniach. - Czasem mam wrażenie, że na własne życzenie straciłam sześć lat. Mogłam je spędzić u jego boku, ale nie byłam na tyle silna, by o niego zawalczyć.
- Kochanie ja wiem, że jest Ci ciężko. Rozumiem to, naprawdę. Tylko nie możesz ranić innych. Twoja choroba nie powinna być wymówką...
- Jesteś chora? - z przerażeniem odkrywam, że Marcus podsłuchiwał całą naszą rozmowę.
- Marcus to nie... - Eisenbichler odwraca się i wybiega z domu. - Cholera. - klnę cicho pod nosem i próbuję go dogonić. - Zaczekaj! Wszystko Ci wyjaśnię tylko pozwól mi się wytłumaczyć. - Marcus zatrzymuje się. - Proszę. - niemal błagam go o to, by dał mi to sobie wyjaśnić.
- Dobrze. - wracamy do domu i powtórnie zajmujemy miejsce na kanapie. - Zacznijmy od tego kim jest dla Ciebie Wolfe. - patrzy na mnie podejrzliwie.
- Nikim. -
prawie udało Ci się mnie oszukać.
- Kim jest Anna Wank? - spodziewałam się tego pytania.
- Anna to moja... przyjaciółka. Prawie siostra. - dodaję po chwili milczenia. Mówienie o niej sprawia mi ból, ale wiem, że to nieuniknione. - Po śmierci mamy wyjechałam do Berlina, do siostry taty. Właściwie to on sam mnie tam wysłał - że niby zmiana otoczenia dobrze mi zrobi. Czułam się opuszczona, samotna i cholernie rozżalona. Nie rozumiałam dlaczego akurat ona musiała umrzeć. Miałam pretensje do ojca, bo on i mama ukrywali przede mną jej chorobę. - w głębi serca wiem, że to i tak niczego nie zmieni. Rozmowa o mamie, o tym przez co wtedy przechodziłam, w żaden sposób nie pomoże mi zrozumieć : dlaczego? - Musisz zrozumieć, że wtedy nie byłam sobą. Od dziecka kochałam grę na fortepianie. Teraz nie potrafię na niego nawet patrzeć. Tak samo jak nie potrafiłam patrzeć na Andreasa obściskującego się z Lisą. - widzę ironiczny uśmieszek Marcusa i na chwilkę gubię wątek. - Kochałam go od dnia, w którym trafił do naszej szkoły. - moje słowa nie robią na nim żadnego wrażenia.
- Zostawmy Andreasa. Nadal nie wiem kim jest ta cała Anna i co ma wspólnego z doktorkiem. - jego lekceważący głos wyprowadza mnie z równowagi. Wstrzymuję oddech i niemal natychmiast tego żałuję.
- Już mówiłam, że była moją przyjaciółką. - próbuję unormować swój oddech.
- Mieszkała tu? - kiwam głową.
- Chodziłyście razem do szkoły? -ponownie zaprzeczam.
- Poznałyśmy się w szpitalu. -
no dalej... - Psychiatrycznym. - przełykam ślinę. Marcus patrzy na mnie z szeroko otwartą buzią.
- Słu... słucham? Gdzie? - słyszę panikę w jego głosie.
- Dobrze usłyszałeś. Spędziłam osiem tygodni na oddziale w psychiatryku. - czekam aż Marcus wstanie i wyjdzie zostawiając mnie samą. - Próbowałam popełnić samobójstwo. - biorę głęboki oddech. - Tata o niczym nie wie. Andreas również. - mam ochotę uciec, zaszyć się w jakiejś mysiej norze i zostać tam już na zawsze.
- Powinnaś mu powiedzieć. - próbuję zapanować nad histerycznym śmiechem.
- To jeszcze nie koniec. Anna na kilka dni przed wypisem powiesiła się w swoim pokoju. Wtedy zrozumiałam, że zostałam zupełnie sama. Straciłam dosłownie wszystko i bałam się powrotu do domu. - po raz pierwszy od kilku minut Marcus okazuje mi jakieś oznaki sympatii. Czuję jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. - Marcus ja... jest jeszcze coś. - Claudia siada obok mnie i przygarnia mnie do siebie. - Jestem chora.
- Mam Cię zabrać do lekarza?
- Jestem chora. - powtarzam, jakby to miało sprawić, że on zrozumie. - Mam guza. - zdobywam się na odwagę, by na niego spojrzeć. To, co widzę sprawia, że kompletnie tracę nad sobą panowanie.
- Od kiedy wiesz? - patrzy mi w oczy. W mojej głowie szaleje burza, ciało odmawia posłuszeństwa i jedyne o czym marzę to znowu być małą dziewczynką- nie mieć żadnych trosk i udawać, że życie jest piękne.
- Od kilku miesięcy. Dopiero Wolfe znalazł coś, co ponoć może mi pomóc.
- To chyba dobrze, prawda? - na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech. On ma nadzieję, a ja... nawet nie znam znaczenia tego słowa.
- Chyba tak. - kłamię, bo nie widzę innego wyjścia. - Musisz mi coś obiecać. Nigdy, przenigdy nie możesz powiedzieć o tym Andreasowi.
- Nie możesz..
- Proszę. Sama mu powiem. Ale to nie jest dobra pora. - okłamuję samą siebie, bo wiem, że nigdy nie zdobędę się na odwagę żeby wyznać mu prawdę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
***
Nie wiem czy to rozmowa z Marcusem, a może sam fakt, że mogłam zawierzyć komuś mój sekret, ale zaczyna do mnie docierać, że naprawdę mam szansę pokonać chorobę. Wiele godzin spędziłam surfując po internecie. Przeczytałam kilka historii, które same w sobie wydawały się naprawdę cholernie smutne. Ze szczęśliwym zakończeniem. Może i dla mnie też takie jest?
- Cześć piękna. - Andreas bez pukania wchodzi do mojego pokoju, siada na łóżku i całuje na powitanie.
- A co gdybym była w samej bieliźnie? - obruszam się.
- Oj daj spokój. To przecież nie byłby nasz pierwszy raz. - zaciskam zęby i delikatnie szturcham go w ramię.
- Oficjalnie tak. Tamto się nie liczy. - na samo wspomnienie tej żenującej historii robi mi się niedobrze.
- To w takim razie wybacz. Następnym razem zapukam. - szczerzy się do mnie i ponownie przyciska swoje usta do moich. - Mmmm malinowy. - mruczy sam do siebie.
- Dobrze się czujesz? - po raz pierwszy od bardzo, bardzo, bardzo dawna czuję, że naprawdę chce mi się żyć.
- Wyśmienicie. I wpadłem zaprosić Cię na randkę.
- Na randkę powiadasz. A czymże sobie na to zasłużyłam? - próbuję być poważna, ale wystarczy jeden jego dotyk i moją samokontrolę szlag trafia.
- Tym, że jesteś dosłownie wszystkim. - nawet nie zamknięte na klucz drzwi nie powstrzymują przed tym by posunąć się odrobinę za daleko. Czuję jego dłonie na swoich nagich plecach i wiem, że to nie skończy się dobrze.
- Andi, nie mogę. To znaczy mogę, ale... - widzę jego zdziwioną minę i kompletnie nie wiem jak mu to wytłumaczyć. Biorę głęboki oddech i uśmiecham się do niego. - Pewnie uciekniesz ode mnie jak to usłyszysz, ale prędzej czy później i tak się dowiesz. Chodzi o to, że ja jeszcze nigdy... no wiesz...
- Nie, nie wiem. - czy on sobie ze mnie kpi, do cholery?
- Czy wszyscy faceci są tak ciężko kapujący czy tylko mi przytrafił się taki delikwent? - próbuję jakoś rozładować atmosferę. Andreas wybucha gromkim śmiechem i pomimo moich protestów przygwożdża mnie do łóżka. Nie czuję się zagrożona, a jego ciężar sprawia, że moje ciało zaczyna szaleć. - Kocham Cię.
- Wiem. - Andreas pochyla się i całuje mnie w usta. Nie jest to jednak niewinny pocałunek niedoświadczonego młokosa. Czuję jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia Wellinger z powrotem siada na łóżka. - Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Szanuję to, że powiedziałaś mi o.. no wiesz. Do niczego nie będę Cię namawiał.
- Poważnie?
- Suz kiedy wreszcie zrozumiesz, że Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze? - uśmiecha się do mnie. - Byłem głupi, że wtedy nie pobiegłem za Tobą. - wracam myślami do dnia, w którym Andreas pierwszy raz mnie pocałował. - Wracałem do domu okrężną drogą, bo zastanawiałem się jak powiedzieć Lisie, że to koniec. I wtedy... dowiedziałem się o śmierci Twojej mamy. - nakrywa moją dłoń swoją i patrzy mi w oczy. - Nie potrafię sobie nawet wyobrazić co wtedy czułaś.
- Byłam zła. - całuje mnie w czoło. - Byłam zła na Ciebie, bo musiałam sprzątać Twój bałagan. Znowu. Byłam zła, bo marzyłam o tym żebyś mnie w końcu zauważył, a Ty udawałeś niedostępnego. - przymykam oczy, kiedy usta Andreasa lądują na mojej szyi. - Kochałam Cię i nie rozumiałam dlaczego Ty nie czujesz tego samego. Chciałam wtedy zawrócić. Byłam szczęśliwa, bo mnie pocałowałeś. A później... wszystko się zmieniło.
- Maleńka. - Andreas przygarnia mnie do siebie.
- Dlaczego udawałeś, że nic między nami się nie wydarzyło? Jak wróciłam do szkoły zachowywałeś się tak jakbym nie istniała. - wiem, że moje słowa sprawiają mu ból, ale muszę się tego dowiedzieć. Mogę nie mieć już kolejnej szansy. - Dlaczego Andi?
- Straciłaś ukochana osobę i czułem, że moje miłosne rozterki przysporzą Ci tylko dodatkowych zmartwień. Nienawidzę siebie za to, że sprawiłem Ci ból.
- Sama go sobie zadawałam. Katowałam się zdjęciami, na których byłeś z Lisą. - jeszcze mocniej się w niego wtulam.
- Ależ ja byłem wtedy głupi. Zamiast iść za głosem serca, udawałem, że związek z nią to spełnienie moich marzeń.
- Miałam tak samo z Michaelem. - Andreas delikatnie odsuwa się ode mnie.
- Szalałem na sama jedynie myśl o tym, że on jest blisko Ciebie, że Cię dotyka, całuje. Moje siostry od samego początku wiedziały, że tak to się skończy.
- Że niby jak się skończy? Wellinger wstaje i podchodzi do drzwi. Zamyka je na klucz. Zaczynam szybciej oddychać. Mój organizm próbuje zwalczyć ten nagły atak paniki. Kątem oka widzę jak Andi wyjmuje coś z kieszeni swojej kurtki. - Andreas? - moja podświadomość zaczyna szaleć. - Błagam tylko nie mów, że chcesz się oświadczyć. - zaczynam panikować, ale widząc jego szeroki uśmiech uspokajam się.
- Gdybym wiedział, że chcesz zostać moją żoną pewnie przyniósłbym nawet i pierścionek. - podchodzi do mnie. - Podaj mi rękę. - waham się. - No już. - ostrożnie wyciągam dłoń w jego kierunku. - To nie pierścionek, ale to też coś w rodzaju obietnicy. Obietnicy, że zawsze będę przy Tobie. Choćby się paliło i waliło. - całuje mnie w skroń. - To klucze od mieszkania. Póki co mojego, ale mam nadzieję, że w przyszłości - naszego. - rzucam mu się na szyję. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Ten stan nie trwa jednak zbyt długo. Wiem, że nadeszła chwila na wyznanie prawdy. - Suz?
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. - zbieram się na odwagę. - Możemy na chwilkę usiąść? - wiem, że moja opowieść może go do mnie zniechęcić, ale ukrywanie tego nie ma już najmniejszego sensu. - Obiecaj mi tylko, że nie uciekniesz od razu. - czuję jak moje serce zaczyna szybciej bić.
- Kochanie ja o wszystkim wiem. - patrzę na niego zdziwiona. - Myślałaś, że Marcus dotrzyma danej Ci obietnicy i zostawi te rewelacje dla siebie? Wiem, że zależy mu na Tobie, ale jest moim najlepszym przyjacielem i znam go na wylot. Powiedział mi o wszystkim tego samego dnia.
- Nie jesteś zły? -boję się na niego spojrzeć. Andreas kładzie dłoń na moim policzku i patrzy mi w oczy.
- Jestem wściekły, bo nie chcesz o siebie walczyć. - poprawka :nie chciałam. - Ale wierzę, że teraz zawalczysz dla mnie. Dla nas. - dodaje po chwili.
- Boję się. - mówię całkiem niespodziewanie nawet dla siebie samej. - Boję się, że mi się nie uda.
- Uda się. Nam się uda, rozumiesz? Musisz tylko obiecać, że się nie poddasz.
- Obiecuję.
...teraz już wiem, że są obietnice, których nie jesteśmy w stanie dotrzymać...