niedziela, 8 lipca 2018

VI. Czasem wystarczy tylko czyjaś obecność, by wszystko inne potoczyło się łatwiej.

~ Suzanne ~

 Sobotni konkurs w Willingen w sumie nie zakończył się dla Andreasa najgorzej. Piąta pozycja dawała nadzieję na coraz lepsze wyniki. Czułam, że Andi nie jest zadowolony ze swoich skoków, ale niestety w tym aspekcie jego życia nie miałam zbyt wiele do powiedzenia. Nigdy jakoś szczególnie nie interesowało mnie to ich całe skakanie. Wiele razy wyobrażałam sobie, że siadam na belce i kończę w szpitalu. Podziwiałam ich odwagę, ale to tyle. Bycie hotką kompletnie do mnie nie pasowało. Pamiętam, że Lisie imponowały sukcesy jakie odnosił Andreas. A właśnie wracając do jego dziewczyny...
- Lisa już wie? - patrzę na rozpromienioną twarz Tanji i zaczynam się zastanawiać nad jej słowami. - No co się na mnie gapisz? Mam coś na brodzie?
- Nie, skądże. Ja tylko... Właściwie to zastanawiam się nad Twoim pytaniem. Nie pomyślałam o niej kiedy... - czuję jak na moje policzki wstępuje rumieniec.
- Kiedy przyssałaś się do mojego brata niczym cielę do...
- Błagam, skończ. - jej głupia uwaga sprawia, że prawie krztuszę się wodą, której łyk upiłam przed sekundą. - Ale tak, mniej więcej to chciałam powiedzieć. - odczytuję wiadomość od Andiego i uśmiecham się pod nosem. - Chyba powinien jej już powiedzieć, prawda? Jak długo w ogóle oni są razem? - kątem oka dostrzegam zdziwioną minę mojej towarzyszki.
- Od dnia, w którym zaczęłaś spotykać z Hoffmannem. - jak przez mgłę pamiętam ten dzień. Michael znalazł mnie wtedy w szkolnej toalecie, zapłakaną. Nie wiem dlaczego wtedy go pocałowałam. Może wydawało mi się, że to ukoi mój ból? A może po prostu szukałam wymówki żeby uciec od Wellingera? 
- Wiesz, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? - Tanja patrzy na mnie kiwając głową. - Zrobiłam to, bo chciałam wzbudzić zazdrość w Twoim bracie.
- Bardzo głupi to był pomysł. - mówi z poważną miną, ale po chwili wybucha głośnym śmiechem. Udziela mi się jej nastrój i po chwili obydwie chichoczemy jak niespełna rozumu.
- Po śmierci mamy nie potrafiłam sobie poradzić sama ze sobą. - mówię kilka minut po tym jak się uspokajamy. - Najbardziej brakowało mi wtedy kogoś, kto chociaż spróbowałby mnie zrozumieć. Czułam się cholernie samotna, a decyzja taty o odesłaniu mnie do ciotki tylko bardziej potęgowała to uczucie. - zawieszam głos, bo wiem, że moje kolejne słowa wstrząsną Tanją. Biorę głęboki oddech i patrzę jej w oczy. - Próbowałam się zabić. - zapada pomiędzy nami niezręczna cisza. Wiem, że takich rzeczy nie mówi się każdemu. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że mogę jej zaufać. - Ciotka wróciła do domu w ostatniej chwili. - podciągam rękaw bluzki i pokazuję jej blizny na nadgarstku. - Czuję się tak jakby wewnątrz mnie szalało tornado, które pochłonęło znaczną część mojej osobowości. Kiedyś mogłam godzinami siedzieć przy fortepianie, a teraz nie potrafię się zmusić do tego, by na niego spojrzeć. To tak jakby wypełniła mnie pustka. - Tanja siada obok i obejmuje mnie ramieniem.  - Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale ślub z Michaelem miał mi dać siłę do walki. Potrzebowałam jakiegoś bodźca żeby zawalczyć o siebie, o swoje zdrowie. O przyszłość - dodaję po chwili.
- Teraz masz Andreasa. I mnie. - boję się, że kiedy usłyszy ciąg dalszy mojej opowieści zmieni zdanie. Boję się, że zabierze swoje rzeczy i zniknie z mojego życia. Boję się, że to samo zrobi Andreas.

- Skarbie musisz zacząć od nowa ufać ludziom. - słyszę w głowie jej aksamitny głos. 
- Nie umiem, mamo. Boję się, że kiedy prawda wyjdzie na jaw to zostanę sama. - zdaję sobie sprawę z tego, że mama na rację. Bez zaufania nie zbuduję trwałych filarów przyjaźni, nie mówiąc już o miłości.
- Oni muszą wiedzieć. Musisz się przed nimi otworzyć. Tata...
- Nie, jego w to nie mieszaj. Musi najpierw uwierzyć, że wszystko jest w porządku. - wiem, że za chwilkę zniknie i staram się zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jej wyglądu.
 - Twój ojciec bardzo cierpi. Musisz z nim porozmawiać. Wiem, że sobie poradzisz.

- Ziemia do Suzanne, zgłoś się. - Tanja potrząsa mną i przygląda mi się z troską. - Zupełnie jakbyś myślami była gdzieś indziej.
- Przepraszam. Mogę mieć do Ciebie prośbę? Chcę żeby ta rozmowa została między nami. - Tanja próbuje mi się sprzeciwić. - Powiem mu o wszystkim, obiecuję. Po prostu to nie jest odpowiedni czas. Poza tym... Chodzi o to, że ja...
- No dalej, wykrztuś to. - co ja właściwie mam jej powiedzieć?
- Bo wiesz zostało mi kilka miesięcy życia? Mam guza mózgu i przestałam się leczyć? Czy może... jestem pieprzoną egoistką, bo nie potrafię przyznać się sama przed sobą, że poszłam na łatwiznę? Czy raczej to, że jestem tchórzem, bo zamiast o siebie walczyć po prostu dałam za wygraną?
- Kocham Twojego brata i nie chcę żeby cokolwiek przeszkodziło mu w spełnianiu marzeń. - udawanie, kłamanie tak teraz wygląda moje życie. - Wiesz co, chyba muszę porozmawiać z tatą. Nie chcę żeby myślał, że mam go za ostatniego drania. - jakimś cudem udaje mi się ukryć prawdę. Po raz kolejny okazuję się tchórzem. W drzwiach wpadam na Marcusa. Niemal od razu przypominają mi się słowa Michaela. Zastanawiam się nad tym, jak teraz powinnam zachowywać się w obecności Eisenbichlera.
- O cześć. - uśmiecham się do niego. - Andreas nie mówił, że przyjedziesz na zawody. - czyżby Wellinger również dostrzegał to, czego ja nie byłam w stanie?
- Wpadłam niespodziewanie. - czuję się nieswojo, kiedy Marcus dotyka mojego ramienia. - Właściwie to spieszę się na spotkanie z tatą. 
- Och, to tak. Jasne. Przepraszam, że Cię zatrzymałem. - jego mina zbija mnie z tropu. Wygląda na zasmuconego moim unikiem, ale może przez Hoffmanna zaczynam widzieć rzeczy, których po prostu nie ma? Pokój taty znajduje się na niższym piętrze. Na początku mam zamiar skorzystać ze schodów, ale uznaję ostatecznie, że to jednak może być zbyt duże obciążenie dla mojego organizmu. Florian, tak wiem, że to dziwne, ale myślenie o nim jako o " doktorze Wolfe" jakoś nie może mi przejść przez gardło, prosił bym się oszczędzała. Drzwi windy rozsuwają się niemal bezszelestnie. Pewnie nawet bym tego nie zauważyła, gdyby pewien osobnik bardzo denerwującym głosem nie zakomunikował mi, że powinnam wsiadać. Patrzę spode łba na Lisę i naciskam guzik piętra taty. Ta podróż trwa w nieskończoność. Modlę się w duchu, by była? obecna? dziewczyna mojego (lub też nie) Andreasa nie rzuciła się na mnie z pazurami. Kiedy w końcu mogę opuścić tę zbyt małą dla nas dwóch przestrzeń jestem dosłownie wniebowzięta. Przed drzwiami pokoju taty waham się. W sumie nie jestem do końca pewna tego, co chcę mu powiedzieć. 

- Odwagi kochanie. Nie taki diabeł straszny...

- Jak go malują. - dokończam szeptem i pukam. Widzę po jego minie, że jest zaskoczony moją wizytą, ale kiedy przytulam się do niego wszystkie moje wątpliwości znikają. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle każdy element zaczyna pasować do kolejnego.
- Przepraszam tatusiu. - od śmierci mamy mam już tylko jego. Przez bardzo długi czas był dla mnie ojcem i matką. Chronił mnie, pomagał i na każdym kroku okazywał mi ogrom miłości. - Nie chcę żebyś miał mnie za egoistkę. - moje słowa bardzo go zdziwiły.
- Dlaczego miałbym tak o Tobie myśleć? Jesteś moją córką i kocham Cię bardziej niż kogokolwiek innego. Może i jesteś już dorosła, ale dla mnie zawsze będziesz moją malutką Suz.
- Mama nie chciała żebyś był sam. Ja bałam się, że jak w Twoim życiu pojawi się inna kobieta to przestaniesz mnie kochać. - nie umiem powstrzymać łez cisnących mi się do oczu. Patrzę na jego zatroskaną twarz i rozumiem, że nie mam prawa ukrywać przed nim swojej choroby. Po mojej śmierci wcale nie będzie mu łatwiej tylko dlatego, że się jej nie spodziewał.
- Głuptasie. Jedno z drugim nie ma ze sobą nic wspólnego. Claudia... ona bardzo mi pomogła. Twoja mama naprawdę o niej wiedziała. Poznały się na kilka tygodni przed jej śmiercią. Chcieliśmy Cię chronić dlatego też uznaliśmy, że nie musisz wiedzieć o wszystkim. Teraz wiem, że zachowaliśmy się niewłaściwie. Miałaś prawo znać prawdę. - jeszcze mocniej przytulam się do niego.
- Tato, muszę Ci o czymś powiedzieć. - nie wiem, czy to był jakiś znak, czy tylko złośliwość rzeczy martwych, ale jego telefon odezwał się w najmniej odpowiedniej chwili.
- Kochanie muszę odebrać, ale wrócimy do tej rozmowy, dobrze? - jest tak zaabsorbowany rozmową, że nie zauważa mojego zdenerwowania. Szybko przeanalizowałam wszystkie "za i przeciw" i uznaję, że to nie jest odpowiednie miejsce ani czas na moje wyznanie.
- Co takiego chciałaś mi powiedzieć? - patrzę mu w oczy i dociera do mnie, że prawda go zrujnuje.
- Powinniśmy zaprosić Claudię do nas na kolację. Chciałabym ją poznać. Ją i jej synka, to znaczy Twojego, to znaczy...
- Philip. Twój brat ma imię Philip.
- Zapamiętam. Będę uciekać. Chciałam się jeszcze pożegnać z Andreasem, oczywiście jeśli jego trener wyrazi zgodę. - całuję go na do widzenia i wychodzę na korytarz. Mój oddech zaczyna niebezpiecznie przyspieszać, a serce dosłownie wali niczym dzwon. Takie ataki zdarzają się niestety coraz częściej. Jakimś cudem udawało mi to się ukrywać, ale zadaję sobie pytanie "jak długo jeszcze"?  Wracam do pokoju, który dzielę z Tanją i próbuję skontaktować się z Andreasem. Niestety za każdym razem odzywa się poczta. Postanawiam, że go poszukam. Nie chcę wyjeżdżać bez pożegnania. W apartamencie, w którym mieszkał wspólnie z Gaigerem, go nie zastałam. Dowiedziałam się jedynie, że wyszedł kilka minut temu na spotkanie z... dziewczyną?!
Uznaję więc, że zapewne znajdę go pod drzwiami swojego lokum. Jakież jest moje zdziwienie, gdy kilka metrów dalej widzę Andreasa obściskującego się z Lisą. Czuję się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Odwracam się na pięcie i zbiegłam schodami kilka pięter w dół. Wiem, że zapłacę za to wysoką cenę, ale nie ma to dla mnie kompletnie żadnego znaczenia. Na parkingu wpadam na siostrę Wellingera. Tanja patrzy na mnie i przez kilka sekund nie wydaje z siebie żadnego dźwięku.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - jej pytanie kompletnie zbija mnie z tropu.
- Ja? Ale o czym? Czego Ci nie powiedziałam? - nadal nie mogę dojść do siebie po tym, co zobaczyłam.
- O tym Suzanne. - Tanja wyciąga z kieszeni tabletki, które przecież powinny znajdować się w mojej torbie. - Dlaczego? - wiem, że dalsze udawanie i próby ukrycia mojej choroby nie mają sensu.
- Nie tutaj. - łapię ją za rękę i ciągnę w stronę hotelu. Wspólnie wsiadamy do windy. Kilka pięter później winda zatrzymuje się, a moje serce po raz kolejny zaczyna szaleć. Ostatkiem sił próbuję opanować atak. Mocno ściskam dłoń Tanji, ale widok zadowolonej z siebie Lisy doprowadza mnie niemal do płaczu. Czuję wibracje telefonu. Wiem, że to wiadomość od Andreasa, ale to już nie ma znaczenia. Żadnego. W końcu dostajemy się na swoje piętro i tak szybko jak to tylko możliwe próbuję wepchnąć Tanję do pokoju i uciec przed spotkaniem z Andreasem.
- Boże Suzanne, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - kiedy chcę jej odpowiedzieć słyszę pukanie do drzwi.
- Jeśli to Twój brat powiedź, że mnie nie ma i nie wiesz, gdzie jestem. - patrzy na mnie kompletnie zaskoczona. - Proszę. Później Ci wyjaśnię, tylko błagam zrób coś żeby sobie poszedł.
- Oszaleję przez Was. - Tanja spełnia moją prośbę i jakimś cudem udaje jej się nie doprowadzić do mojego spotkania z jej bratem. - A teraz czekam na wyjaśnienia. - biorę głęboki oddech i zaczynam powoli otwierać kolejne drzwi.
- Widziałam go z Lisą. Wcale nie wyglądali jakby się rozeszli. - chowam twarz w dłoniach i próbuję wyrównać swój oddech. - Myślałam, że on naprawdę chceę ze mną być. - zagryzam dolną wargę, by powstrzymać atak paniki. Tanja siada obok i przygarnia mnie do siebie.  - A tak poza tym mam raka. Lekarze dają mi kilka miesięcy. Jak znowu spotkam Twojego brata to obije mu te jego ładną buźkę. - Tanja głaszcze mnie po plecach i robi co w jej mocy bym przestała płakać.
- Zaraz. Co Ty powiedziałaś?
- Powiedziałam, że mam zamiar zabić Twojego brata.
- Nie o tę część mi chodzi.
- Jestem chora. Jakoś mi lżej kiedy w końcu powiedziałam to na głos. - patrzę na nią i zastanawiam się jak to możliwe, że dałam się nabrać na czułe słówka Wellingera? Może chodziło mu jedynie o zabawę?
- Przestać pieprzyć. Nie pozwolę Ci umrzeć, rozumiesz? - Tanja zaczyna nerwowo spacerować po pokoju. - Te tabletki chyba jakoś Ci pomagają skoro je nosisz, prawda?
- Nie wiem, bo jeszcze żadnej nie wzięłam. Florian, to znaczy doktor Wolfe mi je przepisał, ale nie słuchałam go, kiedy mówił w czym mają pomagać.
- Zbieraj się. - jej mina nie zwiastuje niczego dobrego.
- Dokąd?
- Jedziemy do szpitala. Już ja sobie porozmawiam z tym całym doktorkiem. A co do mojego brata... 

w tym samym czasie...

- Misja wykonana. - blondynka w bardzo dobrym nastroju wsiadła do samochodu, który czekał na nią na parkingu hotelowym.
- Jesteś pewna, że Was widziała? - mężczyzna siedzący na fotelu pasażera nie wyglądał na zbyt entuzjastycznie nastawionego do planu, który kilka dni temu przedstawiła mu Lisa.
- Jej zapłakana twarz to najlepszy dowód, kochany. Przechodzimy do drugiej części. - zachowywała się jak obłąkana. Jej szyderczy śmiechem odbijał się echem we wnętrzu samochodu. 
- Już za kilka tygodni Andreas znowu będzie mój, a Ty zajmiesz się pocieszeniem naszej małej skrzywdzonej Suzanne.

1 komentarz:

  1. Dobrze, że Suzanne zdobyła się w końcu na odwagę i powiedziała o swojej chorobie Tanji. W końcu będzie miała w kimś oparcie. Mam tylko nadzieję, że dziewczyna przekona ją do podjęcia walki z chorobą.
    Nie podoba mi się to,co knuje Lisa. Przez nią relacja Suz i Andreasa może się popsuć. W dodaktku ma jakiegoś sprzymierzeńca do knucia. Ony tylko ich plan nie wypalił.

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis