~ Suzanne ~
~Dzień, w którym Andreas dowiedział się o mojej chorobie był chyba najgorszym dniem mojego życia. Przebił dosłownie wszystko: wiadomość o śmierci mamy, moja przypadłość, śmierć Anny i... Tego ostatniego wolę nawet nie wspominać.
- Kochanie dobrze się czujesz? - patrzę na tatę i zastanawiam się kiedy w końcu przestanie mnie traktować jak małą dziewczynkę.
- Jeśli jeszcze raz ktoś zapyta mnie o to jak się czuję to obiecuję, że przestanę być miła. - wiem, że się martwi i naprawdę to rozumiem, ale czasem mam ochotę udawać, że jestem zdrowa. Jakby udawanie miało mi pomóc o tym zapomnieć.
- Suzanne? - widzę w jego spojrzeniu troskę i nie wytrzymuję.
- Wiecie co mam dość. Andreas traktuje mnie jak porcelanową lalkę. Ty jak małą dziewczynkę. Kiedy w końcu zrozumiecie, że nie załamię się po kolejnej wizycie u lekarza. Żyję z tym czymś dłużej niż Wy w ogóle o tym wiecie. - zabieram swój telefon i wychodzę z domu.
- Daj jej czas. - słyszę jeszcze słowa Claudii, ale nie potrafię zdobyć się na odwagę żeby wrócić do salonu i przeprosić tatę za swoje zachowanie.
Miałam zamiar pójść na cmentarz, ale moje nogi miały zupełnie inne plany. Po około trzydziestu minutach stałam przed szpitalem wyczekując pojawienia się Floriana. Musiałam się w końcu dowiedzieć o co mu chodzi. Dlaczego poświęca mi tyle uwagi? Długo nie musiałam na niego czekać. W pierwszej chwili nie zrozumiałam, że to czego jestem świadkiem poważnie zaważy na mojej psychice. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że Florian na kogoś czeka. Chciałam do niego podejść, ale ciekawość zwyciężyła. Schowałam się za jakimś samochodem. Kiedy do Wolfa podeszła młoda dziewczyna myślałam, że mam zwidy. Blond włosy powiewały delikatnie odsłaniając znajomą twarz.
- Anna. - mój szept przeraził mnie bardziej niż zwykle. Kompletnie nie rozumiałam, co się dzieje. Przecież ja widziałam jej zwłoki. Byłam na jej pogrzebie.
- Wariujesz. Najzwyczajniej w świecie wariujesz. - dajże spokój...
Musiałam mieć pewność, ale z drugiej strony nie mogłam zdradzić swojej obecności. Wyjęłam z kieszeni swój telefon i wybrałam numer Wolfe. Widziałam, że odrobinę zmieszał się, gdy zobaczył moje imię na wyświetlaczu.
- Suzanne, coś się stało? - jego głos nie brzmiał w żadnym stopniu tak jak go zapamiętałam. Był chłodny, protekcjonalny wręcz. - Jestem odrobinę zajęty może mogłabyś zadzwonić później? - on się najzwyczajniej w świecie bał.
- Kochanie kto to? Może powinniśmy.. - reszta rozmowy kompletnie nie była mi do niczego potrzebna. Znałam ten głos, ale nadal nie mogłam uwierzyć własnym oczom ani uszom. Rozłączyłam się w połowie zdania i po prostu odeszłam. Musiałam sobie wszystko poukładać. Historia Anny nie dawał mi spokoju. Potrzebowałam z kimś porozmawiać. Wiedziałam, że jest tylko jedna osoba, która w tej chwili może mi pomóc.
Z duszą na ramieniu nacisnęłam dzwonek znajdujący się przy furtce. W duchu modliłam się, by Andreasa nie było akurat w domu. Fabienne bardzo zaskoczyła moja wizyta.
- O rany wieki Cię nie widziałam. - wprowadziła mnie do salonu i posadziła w fotelu - dosłownie. - Czy ja muszę się od innych dowiadywać, że moja przyjaciółka spotyka się z tym.... z tym dzieciakiem. - od razu zrozumiałam, że mówi o Andreasie.
- Fab on nie jest żadnym dzieciakiem. Przypominam Ci, że ma dokładnie tyle samo lat co Ty. - moja uwaga nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia. No cóż, akurat tego mogłam się spodziewać. - Poza tym jakoś ostatnio nie bardzo było nam po drodze. - czułam, że ona nie ma pojęcia o mojej chorobie i tak miało pozostać. Przynajmniej od chwili, w której Julia lub Tanja nie wypaplają mojej tajemnicy. - Nie przyszłam się kłócić, ale proszę nie obrażaj go przy mnie. Wiesz dobrze, że... - nie dane mi skończyć. Kiedy usłyszałam głos Michaela kompletnie straciłam nad sobą kontrolę. Mój mózg niby przetwarzał informacje, ale ciało nie potrafiło z nim współgrać.
- No proszę, kogóż ja tu widzę. - nie rozumiem jak kiedyś mogłam myśleć, że go kocham? Byłam aż tak zdesperowana czy potrzebowałam po prostu wymówki żeby przypadkiem nie zawalczyć o siebie? - Nie myślałem, że jeszcze Cię zobaczę. Szczególnie tutaj. - czuł się jak u siebie w domu. Wyobraziłam sobie Andreasa, który musiałby znosić go na co dzień. Dobrze, że się wyprowadził. - Przyszłaś do swojego kochasia?
- W przeciwieństwie do Ciebie wiem, że już tu nie mieszka. - zbył moja uwagę wzruszeniem ramion i na całe szczęście zniknął mi z oczu. - Palant. - dopiero po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to na głos.
- Skoro nie przyszłaś tu do Andreasa, to co Cię sprowadza? - jeszcze godzinę temu pomysł rozmowy z Fab wydawał mi się sensowny, ale teraz zaczynały mnie nachodzić wątpliwości. Oddaliłyśmy się od siebie, a ta więź, która kiedyś nas łączyła została bezpowrotnie przerwana.
- Chciałam zobaczyć co u Ciebie. - miałam nadzieję, że Fabienne uwierzy w to kłamstwo. Nie myliłam się. Moja "przyjaciółka" niemal od razu zaczęła żalić się na nowy związek jej ojca, na to, że musi mieszkać pod jednym dachem z Tanją i Julią. Najgorsze jednak było to, że przestała być ukochaną córeczką tatusia. Kilkakrotnie próbowałam wtrącić jakąś uwagę w jej monolog, ale Fab nie dała mi nawet dojść do słowa.
- O kurcze. Zrobiło się późno. Powinnam już iść, bo tata pewnie odchodzi od zmysłów. - jej reakcja prawie mnie nie zaskoczyła. Kiedyś mogłyśmy godzinami rozmawiać o wszystkim i o niczym. Dzisiaj czułam jakbyśmy były dla siebie obcymi osobami. Bolało mnie to, ale wiedziałam, że to w dużej mierze moja wina. Pożegnałam się z panną Hoffmann i skierowałam swoje kroki w stronę furtki. Nie spodziewałam się, że Michael postanowił zakłócić mój spokój.
- Sądzę, że należy mi się chyba chwila rozmowy. - złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie. Czułam jego ciepły oddech na swoim policzku.
- Puść mnie. - wysyczałam w jego kierunku. - Bo zacznę krzyczeć. - moja groźba nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
- Posłuchaj nie interesuje mnie to, że spotykasz się z tym palantem, którego mój kochany tatuś zaczyna traktować jak syna. Jesteś mi coś winna. - parsknęłam śmiechem, bo jego gadka pozbawiona była ładu i składu.
- Ja? Tobie? Dobre sobie. - przejeżdżające ulicą samochody co chwila zakłócały tę jakże miła pogawędkę. - Wybacz, ale muszę już iść. - wyszarpnęłam mu się i pobiegłam w kierunku furtki. Miałam wrażenie, że słyszę za sobą jego kroki. Dopiero kiedy w oddali zauważyłam znajoma sylwetkę odetchnęłam z ulgą.
- Andi. - ze łzami w oczach wpadłam w jego ramiona. Kiedy podniosłam głowę i nasze spojrzenia się spotkały miałam wrażenie jakby czas stanął w miejscu.
- Nie płacz. - próbował mnie uspokoić, ale marnie mu to wychodziło. - Suz proszę. - dopiero po kilku minutach udało mi się opanować łzy. Czułam się jak kompletna idiotka.
- Przepraszam. Zachowałam się jak histeryczka. Wydawało mi się, że... - zawiesiłam głos i przekalkulowałam w myślach to, co powinnam powiedzieć. - ... że ktoś za mną idzie. Wiesz, że boję się ciemności. - Andreas zaśmiał się i ponownie przygarnął mnie do siebie. Nie chciałam wspominać o pretensjach Michaela, bo to nikomu w niczym i tak by nie pomogło.
- W porządku. Nie powinnaś sama szwendać się po mieście. - znowu to samo.
- Ja nie jestem dzieckiem. - zabrzmiało to odrobinę ostrzej niż powinno. - Przepraszam. Jestem zmęczona. Pójdę do domu.
- Odprowadzę Cię. - chciałam zaprotestować, ale uznałam, że to i tak w niczym mi nie pomoże. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi, gdy poczułam wibracje w kieszeni.
- Zaczekaj chwilkę. - wyjęłam telefon i zamarłam. - Muszę odebrać. - starałam się nie używać imienia rozmówcy, bo nie chciałam by Andreas domyślił się kto dzwoni. Florian chciał się dowiedzieć w jakiej sprawie próbowałam się z min dzisiaj skontaktować. Musiałam się nieźle nagimnastykować żeby go spławić nie wzbudzając żadnych podejrzeń mojego chłopaka. - Kochanie dalej pójdę już sama. Masz jutro trening z samego rana może spotkamy się po nim i spędzimy trochę czasu razem?
- Jesteś pewna? - miałam swoje sposoby, by przekonać go do swoich racji. Na szczęście nie protestował i już po chwili stałam przed drzwiami mieszkania, które wynajmował Florian.
- Musimy porozmawiać. - zaprosił mnie do środka. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jaką prawdą przyjdzie mi się zmierzyć...
***
Dzisiaj krócej i w sumie chyba o niczym.
Mam wrażenie, że powoli tracę serce do tego bloga.
Przy okazji zapraszam na coś nowego.