niedziela, 27 stycznia 2019

XIII. Przeszłość jest jak cień. Nie możesz się od niej uwolnić, zgubić czy zapomnieć.


~ Suzanne ~

~Dzień, w którym Andreas dowiedział się o mojej chorobie był chyba najgorszym dniem mojego życia. Przebił dosłownie wszystko: wiadomość o śmierci mamy, moja przypadłość, śmierć Anny i... Tego ostatniego wolę nawet nie wspominać. 
- Kochanie dobrze się czujesz? - patrzę na tatę i zastanawiam się kiedy w końcu przestanie mnie traktować jak małą dziewczynkę.
- Jeśli jeszcze raz ktoś zapyta mnie o to jak się czuję to obiecuję, że przestanę być miła. - wiem, że się martwi i naprawdę to rozumiem, ale czasem mam ochotę udawać, że jestem zdrowa. Jakby udawanie miało mi pomóc o tym zapomnieć.
- Suzanne? - widzę w jego spojrzeniu troskę i nie wytrzymuję.
- Wiecie co mam dość. Andreas traktuje mnie jak porcelanową lalkę. Ty jak małą dziewczynkę. Kiedy w końcu zrozumiecie, że nie załamię się po kolejnej wizycie u lekarza. Żyję z tym czymś dłużej niż Wy w ogóle o tym wiecie. - zabieram swój telefon i wychodzę z domu.
- Daj jej czas. - słyszę jeszcze słowa Claudii, ale nie potrafię zdobyć się na odwagę żeby wrócić do salonu i przeprosić tatę za swoje zachowanie.
Miałam zamiar pójść na cmentarz, ale moje nogi miały zupełnie inne plany. Po około trzydziestu minutach stałam przed szpitalem wyczekując pojawienia się Floriana. Musiałam się w końcu dowiedzieć o co mu chodzi. Dlaczego poświęca mi tyle uwagi? Długo nie musiałam na niego czekać. W pierwszej chwili nie zrozumiałam, że to czego jestem świadkiem poważnie zaważy na mojej psychice. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że Florian na kogoś czeka. Chciałam do niego podejść, ale ciekawość zwyciężyła. Schowałam się za jakimś samochodem. Kiedy do Wolfa podeszła młoda dziewczyna myślałam, że mam zwidy. Blond włosy powiewały delikatnie odsłaniając znajomą twarz.
- Anna. - mój szept przeraził mnie bardziej niż zwykle. Kompletnie nie rozumiałam, co się dzieje. Przecież ja widziałam jej zwłoki. Byłam na jej pogrzebie.
- Wariujesz. Najzwyczajniej w świecie wariujesz. - dajże spokój...
Musiałam mieć pewność, ale z drugiej strony nie mogłam zdradzić swojej obecności. Wyjęłam z kieszeni swój telefon i wybrałam numer Wolfe. Widziałam, że odrobinę zmieszał się, gdy zobaczył moje imię na wyświetlaczu.
- Suzanne, coś się stało? - jego głos nie brzmiał w żadnym stopniu tak jak  go zapamiętałam. Był chłodny, protekcjonalny wręcz. - Jestem odrobinę zajęty może mogłabyś zadzwonić później? - on się najzwyczajniej w świecie bał.
- Kochanie kto to? Może powinniśmy.. - reszta rozmowy kompletnie nie była mi do niczego potrzebna. Znałam ten głos, ale nadal nie mogłam uwierzyć własnym oczom ani uszom. Rozłączyłam się w połowie zdania i po prostu odeszłam. Musiałam sobie wszystko poukładać. Historia Anny nie dawał mi spokoju. Potrzebowałam z kimś porozmawiać. Wiedziałam, że jest tylko jedna osoba, która w tej chwili może mi pomóc.
Z duszą na ramieniu nacisnęłam dzwonek znajdujący się przy furtce. W duchu modliłam się, by Andreasa nie było akurat w domu. Fabienne bardzo zaskoczyła moja wizyta.
- O rany wieki Cię nie widziałam. - wprowadziła mnie do salonu i posadziła w fotelu - dosłownie. - Czy ja muszę się od innych dowiadywać, że moja przyjaciółka spotyka się z tym.... z tym dzieciakiem. - od razu zrozumiałam, że mówi o Andreasie.
- Fab on nie jest żadnym dzieciakiem. Przypominam Ci, że ma dokładnie tyle samo lat co Ty. - moja uwaga nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia. No cóż, akurat tego mogłam się spodziewać. - Poza tym jakoś ostatnio nie bardzo było nam po drodze. - czułam, że ona nie ma pojęcia o mojej chorobie i tak miało pozostać. Przynajmniej od chwili, w której Julia lub Tanja nie wypaplają mojej tajemnicy. - Nie przyszłam się kłócić, ale proszę nie obrażaj go przy mnie. Wiesz dobrze, że... - nie dane mi skończyć. Kiedy usłyszałam głos Michaela kompletnie straciłam nad sobą kontrolę. Mój mózg niby przetwarzał informacje, ale ciało nie potrafiło z nim współgrać.
- No proszę, kogóż ja tu widzę. - nie rozumiem jak kiedyś mogłam myśleć, że go kocham? Byłam aż tak zdesperowana czy potrzebowałam po prostu wymówki żeby przypadkiem nie zawalczyć o siebie? - Nie myślałem, że jeszcze Cię zobaczę. Szczególnie tutaj. - czuł się jak u siebie w domu. Wyobraziłam sobie Andreasa, który musiałby znosić go na co dzień. Dobrze, że się wyprowadził. - Przyszłaś do swojego kochasia?
- W przeciwieństwie do Ciebie wiem, że już tu nie mieszka. - zbył moja uwagę wzruszeniem ramion i na całe szczęście zniknął mi z oczu. - Palant. - dopiero po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to na głos.
- Skoro nie przyszłaś tu do Andreasa, to co Cię sprowadza? - jeszcze godzinę temu pomysł rozmowy z Fab wydawał mi się sensowny, ale teraz zaczynały mnie nachodzić wątpliwości. Oddaliłyśmy się od siebie, a ta więź, która kiedyś nas łączyła została bezpowrotnie przerwana. 
- Chciałam zobaczyć co u Ciebie. - miałam nadzieję, że Fabienne uwierzy w to kłamstwo. Nie myliłam się. Moja "przyjaciółka" niemal od razu zaczęła żalić się na nowy związek jej ojca, na to, że musi mieszkać pod jednym dachem z Tanją i Julią. Najgorsze jednak było to, że przestała być ukochaną córeczką tatusia. Kilkakrotnie próbowałam wtrącić jakąś uwagę w jej monolog, ale Fab nie dała mi nawet dojść do słowa. 
- O kurcze. Zrobiło się późno. Powinnam już iść, bo tata pewnie odchodzi od zmysłów. - jej reakcja prawie mnie nie zaskoczyła. Kiedyś mogłyśmy godzinami rozmawiać o wszystkim i o niczym. Dzisiaj czułam jakbyśmy były dla siebie obcymi osobami. Bolało mnie to, ale wiedziałam, że to w dużej mierze moja wina. Pożegnałam się z panną Hoffmann i skierowałam swoje kroki w stronę furtki. Nie spodziewałam się, że Michael postanowił zakłócić mój spokój.
- Sądzę, że należy mi się chyba chwila rozmowy. - złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie. Czułam jego ciepły oddech na swoim policzku. 
- Puść mnie. - wysyczałam w jego kierunku. - Bo zacznę krzyczeć. - moja groźba nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
- Posłuchaj nie interesuje mnie to, że spotykasz się z tym palantem, którego mój kochany tatuś zaczyna traktować jak syna. Jesteś mi coś winna. - parsknęłam śmiechem, bo jego gadka pozbawiona była ładu i składu.
- Ja? Tobie? Dobre sobie. - przejeżdżające ulicą samochody co chwila zakłócały tę jakże miła pogawędkę. - Wybacz, ale muszę już iść. - wyszarpnęłam mu się i pobiegłam w kierunku furtki. Miałam wrażenie, że słyszę za sobą jego kroki. Dopiero kiedy w oddali zauważyłam znajoma sylwetkę odetchnęłam z ulgą.
- Andi. - ze łzami w oczach wpadłam w jego ramiona. Kiedy podniosłam głowę i nasze spojrzenia się spotkały miałam wrażenie jakby czas stanął w miejscu.


- Nie płacz. - próbował mnie uspokoić, ale marnie mu to wychodziło. - Suz proszę. - dopiero po kilku minutach udało mi się opanować łzy. Czułam się jak kompletna idiotka.
- Przepraszam. Zachowałam się jak histeryczka. Wydawało mi się, że... - zawiesiłam głos i przekalkulowałam w myślach to, co powinnam powiedzieć. - ... że ktoś za mną idzie. Wiesz, że boję się ciemności. - Andreas zaśmiał się i ponownie przygarnął mnie do siebie. Nie chciałam wspominać o pretensjach Michaela, bo to nikomu w niczym i tak by nie pomogło. 
- W porządku. Nie powinnaś sama szwendać się po mieście. - znowu to samo. 
- Ja nie jestem dzieckiem. - zabrzmiało to odrobinę ostrzej niż powinno. - Przepraszam. Jestem zmęczona. Pójdę do domu.
- Odprowadzę Cię. - chciałam zaprotestować, ale uznałam, że to i tak w niczym mi nie pomoże. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi, gdy poczułam wibracje w kieszeni.
- Zaczekaj chwilkę. - wyjęłam telefon i zamarłam. - Muszę odebrać. - starałam się nie używać imienia rozmówcy, bo nie chciałam by Andreas domyślił się kto dzwoni. Florian chciał się dowiedzieć w jakiej sprawie próbowałam się z min dzisiaj skontaktować. Musiałam się nieźle nagimnastykować żeby go spławić nie wzbudzając żadnych podejrzeń mojego chłopaka. - Kochanie dalej pójdę już sama. Masz jutro trening z samego rana może spotkamy się po nim i spędzimy trochę czasu razem?
- Jesteś pewna? - miałam swoje sposoby, by przekonać go do swoich racji. Na szczęście nie protestował i już po chwili stałam przed drzwiami mieszkania, które wynajmował Florian.
- Musimy porozmawiać. - zaprosił mnie do środka. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jaką prawdą przyjdzie mi się zmierzyć...


***

Dzisiaj krócej i w sumie chyba o niczym.
Mam wrażenie, że powoli tracę serce do tego bloga.
Przy okazji zapraszam na coś nowego.

niedziela, 20 stycznia 2019

XII. Przeszłość to tylko bajka, którą sobie opowiadamy.

- Jednym z czynników, 
który uniemożliwia zapomnienie o przeszłości,
 jest to że nie potrafimy zaakceptować wydarzeń, 
które miały miejsce i tego,
 że nie ma od nich odwrotu. -

~ Suzanne ~

Pobyt w szpitalu uświadomił mi, że wkrótce może być za późno na to, by powiedzieć o wszystkim Andreasowi. Leżąc we własnym łóżku rozmyślałam nad tym jak i kiedy wyjawić mu mój sekret. Nie byłam do końca pewna czy moje wyznanie nie sprawi, że Wellinger odsunie się ode mnie. Nie miałam jednak czasu na gdybanie, czas uciekał nieubłaganie, a ja stawałam się coraz bardziej podatna na wszelkiego rodzaju ustrojstwa krążące w powietrzu. Owszem na horyzoncie pojawiła się mała szansa na to, że moja przypadłość może zostać nieco zahamowana. Nie było mowy o pełnym wyzdrowieniu, bo według Wolfa guz ulokowany jest w trudno dostępnym miejscu - jakbym nie wiedziała... Nadal nie dawało mi spokoju zdjęcie Floriana i Anny. Fakt, opowiadała mi o narzeczonym, ale nie przypominam sobie o tym, by kiedykolwiek padło jakieś konkretne imię. Swego czasu nawet jej zazdrościłam. Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. 
- Suzanne, to ja. - Claudia zadomowiła się u nas już na dobre. Cieszyłam się, bo tata w końcu wyglądał na szczęśliwego. Zamartwiał się jedynie tym, czego nie był w stanie naprawić - mną. - Na dole czeka na Ciebie doktor Wolfe. - zdziwiłam się odrobinę, bo nie przypominam sobie żebyśmy byli umówieni.
- Powiedź, że za chwilkę zejdę, dobrze? - nie mam najmniejszej ochoty na spotkanie z Florianem, ale wiem, że nie ma innego wyjścia. Wstaję z łóżka, narzucam na siebie szlafrok i powoli schodzę po schodach. Słyszę jak Wolfe swobodnie dyskutuje z Claudią, czuje się wręcz jakby był u siebie.
- Witaj Suz. - nie wiem czemu, ale strasznie irytuje mnie kiedy on tak do mnie mówi.
- Nie udawaj, że tego nie lubisz. - wizyty mamy zaczynają mnie odrobinę męczyć.
- Suzanne. - poprawiam go i zajmuję miejsce na kanapie. Czuję narastający ból, ale staram się nie zwracać na to uwagi. - Nie byliśmy umówieni, prawda? - kątem oka dostrzegam zdziwione spojrzenie Claudii. Kobieta po krótkim czasie dyskretnie wycofuje się z salonu. Zostaje z Florianem sama. - Możesz mi powiedzieć po co właściwie przyszedłeś? - Wolfe siada obok mnie. Czuję zapach jego perfum i niemal natychmiast staje mi przed oczami scena ze szpitala - pocałunek, który poruszył we mnie coś o istnieniu czego nie miałam nawet pojęcia. Nie wiem czy to Opatrzność nade mną czuwała czy może Marcus czuł, że dzieje się akurat coś, co nie powinno. Eisenbichler pojawił się w odpowiednim momencie. Florian zmierzył go chłodnym wzrokiem, wyszeptał mi do ucha kilka niezrozumiałych słów i wstał.
- Pójdę już. Widzę, że odwiedzin masz aż nadto. - nie bardzo ogarniam o co mu chodzi. Odgrywa wielce obrażonego - i to dlaczego? Bo Marcus śmiał przyjść od mnie w odwiedziny. - Widzimy się za tydzień. - patrzę na niego zdziwiona. - Kontrola. - ach, no tak.
- Zupełnie o niej zapomniałam. - kogo ja w ogóle próbuję oszukać? Siebie czy jego?
- Kochana, sama nie wiesz czego - i KOGO - chcesz. - to coś nowego. Głos, który mnie strofował nie należał do mamy. Był inny, przesycony gniewem i złością.
- Nie musisz mnie odprowadzać. Znam drogę do drzwi. - nie wiem co miała na celu ta głupia uwaga. Zupełnie jakby chciał dać Marcusowi do zrozumienia, że jej częstym gościem w moim domu. O! Co to, to nie!
- Przepraszam Cię za niego. Kompletnie nie ogarniam tego kolesia. - Eisenbichler siada obok mnie i niby to przypadkiem dotyka mojej dłoni swoją. Pomiędzy nami panuje dziwna atmosfera. Podnoszę głowę i natrafiam na jego zaciekawione spojrzenie. Uśmiecham się do niego i...
- Och. - czuję się jak przestępca przyłapany na kradzieży. Claudia przygląda nam się w ciszy. - Chciałam tylko zapytać czy nie napijecie się herbaty?
- Nie. - dukam i odwracam głowę. Nie chcę widzieć w jej oczach tego, co sama o sobie myślę.
- Jesteś wyrachowaną, podłą.. - no dobra, tylko nie kończ.
- Suz mogę Cię na sekundkę prosić. - wstaję z kanapy i drepczę za Claudią. Wiem, że czeka mnie umoralniająca pogadanka. - Możesz mi wyjaśnić, co Ty robisz? Myślałam, że zależy Ci na Andreasie.
- Bo zależy, ale...
- Nie ma żadnego "ale". Albo się kogoś kocha albo nie. Proste. - uśmiecham się pod nosem, bo dokładnie taką samą pogadankę urządziła mi mama. W tym samym miejscu i co dziwne chodziło o te samą osobę.
- Nigdy nie kochałam nikogo poza nim. - mówię szeptem i chowam twarz w dłoniach. - Czasem mam wrażenie, że na własne życzenie straciłam sześć lat. Mogłam je spędzić u jego boku, ale nie byłam na tyle silna, by o niego zawalczyć.
- Kochanie ja wiem, że jest Ci ciężko. Rozumiem to, naprawdę. Tylko nie możesz ranić innych. Twoja choroba nie powinna być wymówką...
- Jesteś chora? - z przerażeniem odkrywam, że Marcus podsłuchiwał całą naszą rozmowę.
- Marcus to nie... - Eisenbichler odwraca się i wybiega z domu. - Cholera. - klnę cicho pod nosem i próbuję go dogonić. - Zaczekaj! Wszystko Ci wyjaśnię tylko pozwól mi się wytłumaczyć. - Marcus zatrzymuje się. - Proszę. - niemal błagam go o to, by dał mi to sobie wyjaśnić.
- Dobrze. - wracamy do domu i powtórnie zajmujemy miejsce na kanapie. - Zacznijmy od tego kim jest dla Ciebie Wolfe. - patrzy na mnie podejrzliwie.
- Nikim. - prawie udało Ci się mnie oszukać.
- Kim jest Anna Wank? - spodziewałam się tego pytania.
- Anna to moja... przyjaciółka. Prawie siostra. - dodaję po chwili milczenia. Mówienie o niej sprawia mi ból, ale wiem, że to nieuniknione. - Po śmierci mamy wyjechałam do Berlina, do siostry taty. Właściwie to on sam mnie tam wysłał - że niby zmiana otoczenia dobrze mi zrobi. Czułam się opuszczona, samotna i cholernie rozżalona. Nie rozumiałam dlaczego akurat ona musiała umrzeć. Miałam pretensje do ojca, bo on i mama ukrywali przede mną jej chorobę. - w głębi serca wiem, że to i tak niczego nie zmieni. Rozmowa o mamie, o tym przez co wtedy przechodziłam, w żaden sposób nie pomoże mi zrozumieć : dlaczego? - Musisz zrozumieć, że wtedy nie byłam sobą. Od dziecka kochałam grę na fortepianie. Teraz nie potrafię na niego nawet patrzeć. Tak samo jak nie potrafiłam patrzeć na Andreasa obściskującego się z Lisą. - widzę ironiczny uśmieszek Marcusa i na chwilkę gubię wątek. - Kochałam go od dnia, w którym trafił do naszej szkoły. - moje słowa nie robią na nim żadnego wrażenia.
- Zostawmy Andreasa. Nadal nie wiem kim jest ta cała Anna i co ma wspólnego z doktorkiem. - jego lekceważący głos wyprowadza mnie z równowagi. Wstrzymuję oddech i niemal natychmiast tego żałuję.
- Już mówiłam, że była moją przyjaciółką. - próbuję unormować swój oddech.
- Mieszkała tu? - kiwam głową.
- Chodziłyście razem do szkoły? -ponownie  zaprzeczam.
- Poznałyśmy się w szpitalu. - no dalej...  - Psychiatrycznym. - przełykam ślinę. Marcus patrzy na mnie z szeroko otwartą buzią.
- Słu... słucham? Gdzie? - słyszę panikę w jego głosie.
- Dobrze usłyszałeś. Spędziłam osiem tygodni na oddziale w psychiatryku. - czekam aż Marcus wstanie i wyjdzie zostawiając mnie samą. - Próbowałam popełnić samobójstwo. - biorę głęboki oddech. - Tata o niczym nie wie. Andreas również. - mam ochotę uciec, zaszyć się w jakiejś mysiej norze i zostać tam już na zawsze.
- Powinnaś mu powiedzieć. - próbuję zapanować nad histerycznym śmiechem.
- To jeszcze nie koniec. Anna na kilka dni przed wypisem powiesiła się w swoim pokoju. Wtedy zrozumiałam, że zostałam zupełnie sama. Straciłam dosłownie wszystko i bałam się powrotu do domu. - po raz pierwszy od kilku minut Marcus okazuje mi jakieś oznaki sympatii. Czuję jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. - Marcus ja... jest jeszcze coś. - Claudia siada obok mnie i przygarnia mnie do siebie. - Jestem chora.
- Mam Cię zabrać do lekarza?
- Jestem chora. - powtarzam, jakby to miało sprawić, że on zrozumie. - Mam guza. - zdobywam się na odwagę, by na niego spojrzeć. To, co widzę sprawia, że kompletnie tracę nad sobą panowanie.


- Od kiedy wiesz? - patrzy mi w oczy. W mojej głowie szaleje burza, ciało odmawia posłuszeństwa i jedyne o czym marzę to znowu być małą dziewczynką- nie mieć żadnych trosk i udawać, że życie jest piękne.
- Od kilku miesięcy. Dopiero Wolfe znalazł coś, co ponoć może mi pomóc.
- To chyba dobrze, prawda? - na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech. On ma nadzieję, a ja... nawet nie znam znaczenia tego słowa.
- Chyba tak. - kłamię, bo nie widzę innego wyjścia. - Musisz mi coś obiecać. Nigdy, przenigdy nie możesz powiedzieć o tym Andreasowi.
- Nie możesz..
- Proszę. Sama mu powiem. Ale to nie jest dobra pora. - okłamuję samą siebie, bo wiem, że nigdy nie zdobędę się na odwagę żeby wyznać mu prawdę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.

***

Nie wiem czy to rozmowa z Marcusem, a może sam fakt, że mogłam zawierzyć komuś mój sekret, ale zaczyna do mnie docierać, że naprawdę mam szansę pokonać chorobę. Wiele godzin spędziłam surfując po internecie. Przeczytałam kilka historii, które same w sobie wydawały się naprawdę cholernie smutne. Ze szczęśliwym zakończeniem. Może i dla mnie też takie jest?
- Cześć piękna. - Andreas bez pukania wchodzi do mojego pokoju, siada na łóżku i całuje na powitanie.
- A co gdybym była w samej bieliźnie? - obruszam się.
- Oj daj spokój. To przecież nie byłby nasz pierwszy raz. - zaciskam zęby i delikatnie szturcham go w ramię.
- Oficjalnie tak. Tamto się nie liczy. - na samo wspomnienie tej żenującej historii robi mi się niedobrze. 
- To w takim razie wybacz. Następnym razem zapukam. - szczerzy się do mnie i ponownie przyciska swoje usta do moich. - Mmmm malinowy. - mruczy sam do siebie.
- Dobrze się czujesz? - po raz pierwszy od bardzo, bardzo, bardzo dawna czuję, że naprawdę chce mi się żyć.
- Wyśmienicie. I wpadłem zaprosić Cię na randkę.
- Na randkę powiadasz. A czymże sobie na to zasłużyłam? - próbuję być poważna, ale wystarczy jeden jego dotyk i moją samokontrolę szlag trafia.
- Tym, że jesteś dosłownie wszystkim. -  nawet nie zamknięte na klucz drzwi nie powstrzymują przed tym by posunąć się odrobinę za daleko. Czuję jego dłonie na swoich nagich plecach i wiem, że to nie skończy się dobrze.
- Andi, nie mogę. To znaczy mogę, ale... - widzę jego zdziwioną minę i kompletnie nie wiem jak mu to wytłumaczyć. Biorę głęboki oddech i uśmiecham się do niego. - Pewnie uciekniesz ode mnie jak to usłyszysz, ale prędzej czy później i tak się dowiesz. Chodzi o to, że ja jeszcze nigdy... no wiesz...
- Nie, nie wiem. - czy on sobie ze mnie kpi, do cholery?
- Czy wszyscy faceci są tak ciężko kapujący czy tylko mi przytrafił się taki delikwent? - próbuję jakoś rozładować atmosferę. Andreas wybucha gromkim śmiechem i pomimo moich protestów przygwożdża mnie do łóżka. Nie czuję się zagrożona, a jego ciężar sprawia, że moje ciało zaczyna szaleć. - Kocham Cię.
- Wiem. - Andreas pochyla się i całuje mnie w usta. Nie jest to jednak niewinny pocałunek niedoświadczonego młokosa. Czuję jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia Wellinger z powrotem siada na łóżka. - Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Szanuję to, że powiedziałaś mi o.. no wiesz. Do niczego nie będę Cię namawiał.
- Poważnie?
- Suz kiedy wreszcie zrozumiesz, że Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze? - uśmiecha się do mnie. - Byłem głupi, że wtedy nie pobiegłem za Tobą. - wracam myślami do dnia, w którym Andreas pierwszy raz mnie pocałował. - Wracałem do domu okrężną drogą, bo zastanawiałem się jak powiedzieć Lisie, że to koniec. I wtedy... dowiedziałem się o śmierci Twojej mamy. - nakrywa moją dłoń swoją i patrzy mi w oczy. - Nie potrafię sobie nawet wyobrazić co wtedy czułaś. 
- Byłam zła. - całuje mnie w czoło. - Byłam zła na Ciebie, bo musiałam sprzątać Twój bałagan. Znowu. Byłam zła, bo marzyłam o tym żebyś mnie w końcu zauważył, a Ty udawałeś niedostępnego. - przymykam oczy, kiedy usta Andreasa lądują na mojej szyi. - Kochałam Cię i nie rozumiałam dlaczego Ty nie czujesz tego samego. Chciałam wtedy zawrócić. Byłam szczęśliwa, bo mnie pocałowałeś. A później... wszystko się zmieniło. 
- Maleńka. - Andreas przygarnia mnie do siebie.
- Dlaczego udawałeś, że nic między nami się nie wydarzyło? Jak wróciłam do szkoły zachowywałeś się tak jakbym nie istniała. - wiem, że moje słowa sprawiają mu ból, ale muszę się tego dowiedzieć. Mogę nie mieć już kolejnej szansy. - Dlaczego Andi?
- Straciłaś ukochana osobę i czułem, że moje miłosne rozterki przysporzą Ci tylko dodatkowych zmartwień. Nienawidzę siebie za to, że sprawiłem Ci ból.
- Sama go sobie zadawałam. Katowałam się zdjęciami, na których byłeś z Lisą. - jeszcze mocniej się w niego wtulam. 
- Ależ ja byłem wtedy głupi. Zamiast iść za głosem serca, udawałem, że związek z nią to spełnienie moich marzeń.
- Miałam tak samo z Michaelem. - Andreas delikatnie odsuwa się ode mnie.
- Szalałem na sama jedynie myśl o tym, że on jest blisko Ciebie, że Cię dotyka, całuje. Moje siostry od samego początku wiedziały, że tak to się skończy.
- Że niby jak się skończy? Wellinger wstaje i podchodzi do drzwi. Zamyka je na klucz. Zaczynam szybciej oddychać. Mój organizm próbuje zwalczyć ten nagły atak paniki. Kątem oka widzę jak Andi wyjmuje coś z kieszeni swojej kurtki. - Andreas? - moja podświadomość zaczyna szaleć. - Błagam tylko nie mów, że chcesz się oświadczyć. - zaczynam panikować, ale widząc jego szeroki uśmiech uspokajam się.
- Gdybym wiedział, że chcesz zostać moją żoną pewnie przyniósłbym nawet i pierścionek. - podchodzi do mnie. - Podaj mi rękę. - waham się. - No już. - ostrożnie wyciągam dłoń w jego kierunku. - To nie pierścionek, ale to też coś w rodzaju obietnicy. Obietnicy, że zawsze będę przy Tobie. Choćby się paliło i waliło. - całuje mnie w skroń. - To klucze od mieszkania. Póki co mojego, ale mam nadzieję, że w przyszłości - naszego. - rzucam mu się na szyję. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Ten stan nie trwa jednak zbyt długo. Wiem, że nadeszła chwila na wyznanie prawdy. - Suz?
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. - zbieram się na odwagę. - Możemy na chwilkę usiąść? - wiem, że moja opowieść może go do mnie zniechęcić, ale ukrywanie tego nie ma już najmniejszego sensu. - Obiecaj mi tylko, że nie uciekniesz od razu. - czuję jak moje serce zaczyna szybciej bić.
- Kochanie ja o wszystkim wiem. - patrzę na niego zdziwiona. - Myślałaś, że Marcus dotrzyma danej Ci obietnicy i zostawi te rewelacje dla siebie? Wiem, że zależy mu na Tobie, ale jest moim najlepszym przyjacielem i znam go na wylot. Powiedział mi o wszystkim tego samego dnia.
- Nie jesteś zły? -boję się na niego spojrzeć. Andreas kładzie dłoń na moim policzku i patrzy mi w oczy.
- Jestem wściekły, bo nie chcesz o siebie walczyć. - poprawka :nie chciałam. - Ale wierzę, że teraz zawalczysz dla mnie. Dla nas. - dodaje po chwili.
- Boję się. - mówię całkiem niespodziewanie nawet dla siebie samej. - Boję się, że mi się nie uda. 
- Uda się. Nam się uda, rozumiesz? Musisz tylko obiecać, że się nie poddasz.
- Obiecuję. 

 ...teraz już wiem, że są obietnice, których nie jesteśmy w stanie dotrzymać...

niedziela, 13 stycznia 2019

XI. Przeszłość może boleć. Ale daje nam wybór - albo będziemy od niej uciekać, albo wyciągniemy z niej lekcję.

~ Suzanne ~

~ 2011 ~

- Pani bratanica potrzebuje fachowej opieki. To, co się stało nie było tylko zwykłym niedopatrzeniem z jej strony. Te leki - lekarz pokazał cioci opakowanie - to coś więcej niż aspiryna. Kilka kolejnych tygodni na oddziale powinno pomóc tej młodej damie wrócić do normalnego życia.  - widziałam po jej minie, że się łamie. Podobnie jak ja, kilka dni temu.
- Ciociu? - wahała się. Zastanawiała się nad tym czy przypadkiem nie powinna zawiadomić taty o tym, co chciałam zrobić. - Przepraszam. - mówię cicho i łapię ją za rękę. W końcu, po kilkunastu minutach wychodzimy z gabinetu. Pobyt w szpitalu wcale mi nie pomógł. Będąc tam straciłam coś, co nie zdarza się w naszym życiu zbyt często - prawdziwą przyjaźń. Nie mogę spędzić tam ani minuty więcej. Wszystko mi o niej przypomina. Anna - bo o niej mowa - pomogła mi zrozumieć, że śmierć mamy to nie moja wina. Dochodziłam do siebie i dzięki niej nabrałam chęci do życia. A teraz, po jej odejściu nie wiem czy dam sobie sama radę. Boję się, że pewnego dnia nie wytrzymam i znowu spróbuję... Tylko, że wtedy nikomu już nie uda się mnie odratować, zadbam o to...
- Suz obiecaj mi, że to się nie powtórzy. - widzę, że się boi. Boi się o mnie.
- Obiecuję. - zastanawiam się jednak nad kolejnym dobrym sposobem na bezbolesną śmierć. Istnieje w ogóle coś takiego?  Po powrocie do domu zamykam się w swoim pokoju. Włączam komputer i niemal od razu natrafiam na Jego zdjęcie. Na ich zdjęcie... U boku Andreasa, wprost do obiektywu wdzięczy się Lisa. Przełykam łzy, bo to ja powinnam stać obok Niego. Wiele razy próbowałam zebrać się na odwagę żeby odpisać na któregoś z smsów od Andreasa, ale ciągle znajdowałam jakąś dobrą wymówkę. I tym razem było podobnie...

~ 2018~

Ustaliłam z tatą, że zgodnie z zaleceniami Floriana zostanę w szpitalu jeszcze kilka dni. Ponoć pojawiła się szansa na nową terapię dla takich jak ja. Długo zastanawiałam się nad tym, co usłyszałam od Wolfa. Nie wiedziałam już nawet czy Andreas faktycznie jest ze mną z miłości, czy może raczej z litości? Skarciłam siebie za to głupie myślenie i doszłam do wniosku, że przez Floriana mogę zniszczyć coś, co daje mi siłę do walki. Kocham Andreasa i nie pozwolę nikomu stanąć pomiędzy nami. Leżąc w łóżku i gapiąc się w sufit w końcu zrozumiałam, co powinnam zrobić - co powinnam zrobić od razu, gdy tylko Wolfe zaczął się dziwnie zachowywać. Całą noc układałam w głowie swoją przemowę. Bałam się, że moje wyjaśnienia nie do końca przypadną do gustu ordynatorowi. Poza tym Florian przecież nie zrobił nic złego, prawda?

- A pocałunek? Uważasz, że to nic złego? - mama pojawiała się coraz rzadziej. Myślałam nawet, że to dlatego, że jestem już jedną nogą na tamtym świecie i w końcu będziemy razem już na zawsze.
- Nie mamo. To nie tak. Po prostu dla mnie to nic nie znaczyło. - kogo ja próbowałam przekonać?
- Mówisz tak, bo chcesz żebym w to uwierzyła? - skąd ona w ogóle wie, o czym myślę? No tak, przecież jest w mojej głowie.
- Mówię tak, bo to prawda. Znasz mnie i wiesz, że nie jestem jak inne dziewczyny. Nie mam czasu na zdradzanie i mataczenie. Poza tym, ja na prawdę kocham Andreasa.
- Powiedź to jeszcze raz, ale tym razem bądź bardziej przekonująca. - dlaczego zawsze jest tak, że nikt nit chce mi wierzyć?
- Wiesz mamo, nie mam ochoty na tę rozmowę. Mam coś do zrobienia. - zniknęła, podobnie jak moje obawy. Teraz jestem już pewna, że rozmowa z ordynatorem to jedyny wyjście.

- Proszę. - złapałam za klamkę i pewnym siebie krokiem weszłam do gabinetu ordynatora. Ściany pomalowane na brzoskwiniowy kolor zupełnie nie przypominały gabinetu. Dużo bardziej to pomieszczenie pasowałoby na pokój dzienny. - O pani Schuster. Co panią do mnie sprowadza? - mężczyzna wskazał na krzesło stojące na przeciwko niego. Usiadłam. Poczułam się jak uczennica przyłapana na piciu w szkole. 
- Chciałam porozmawiać o Flo.. to znaczy o doktorze Wolfe. - Fitz  przygląda mi się badawczo próbując wyczytać cokolwiek z wyrazu mojej twarzy.
- Doktor Wolfe to naprawdę świetny specjalista. Ma Pani z nim jakiś problem? Owszem czasem bywa odrobinę zbyt nachalny, ale to dlatego, że leży mu na sercu dobro i zdrowie jego pacjentów. - dosłownie świdrował mnie wzrokiem.
- Chodzi o to, że... czy mogłabym... - mam problem z poprawnym ułożeniem chociażby jednego zdania. Czuję pulsowanie w czaszce, ale staram się zatrzymać je tam, gdzie jest. - Doktor Wolfe jest nie tylko nachalny w stosunku do mnie. On po prostu na zbyt wiele sobie pozwala. - widzę jak Fitz marszczy brwi. Zupełnie jakby nie docierało do niego, to co powiedziałam.
- To dziwne. - sięga po swój telefon, wybiera numer, rzuca do słuchawki zaledwie kilka słów i odkłada aparat na miejsce. - Przepraszam. O czym to my... Ach tak. Doktor Wolfe bezpośrednio po przyjeździe poprosił o to, by została Pani jego pacjentką. - zaczął nerwowo stukać palcami o blat biurka. Czułam, że to koniec rozmowy.
- To znaczy, że Wolfe przyjechał tu przez wzgląd na mnie? - to było niedorzeczne. Nie znałam go, nigdy nawet o nim nie słyszałam. Nie rozumiem dlaczego miałby aż tak bardzo angażować się w pomoc nieznajomej. Wróciłam do sali i sięgnęłam po laptopa, którego kilka dni temu przywiózł mi tata. W wyszukiwarce wpisałam nazwisko Wolfe. Wyskoczyło kilka stron, które kompletnie do mnie nie przemawiały. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na artykuł opowiadający o dotychczasowych dokonaniach doktora Floriana Wolfe. Na końcu widniało zdjęcie. Moją uwagę przykuła szeroko uśmiechnięta brunetka, która wyglądała na dobrą znajomą Floriana. Jej twarz wydawała mi się znajoma, ale zawsze miałam problem z dopasowywaniem imienia do danej osoby.
- Powinnaś odpoczywać. - nagłe pojawienie się Wolfe sprawiło, że kompletnie nie wiedziałam jak się zachować. Szybko zamknęłam laptopa i schowałam go do szuflady. - Masz przede mną jakieś tajemnice? - zachowywał się zupełnie tak, jakbyśmy byli co najmniej dobrymi znajomymi.
- Całe mnóstwo. Ty zapewne przede mną też. - próbowałam jakoś go wybadać, ale to wcale nie było takie łatwe.
- Jak się czujesz? - wzruszyłam ramionami. - Zawroty głowy? Nudności? Problemy z utrzymaniem równowagi?
- Nic z tych rzeczy. Fakt, trochę pobolewa mnie głowa, ale jest w miarę znośnie. - aż mnie świerzbiło żeby zapytać o dziewczynę ze zdjęcia. W porę się jednak opamiętałam. Wolfe dopisał coś na moja kartę i w końcu opuścił salę.  Niemal natychmiast wróciłam do artykułu. Ta dziewczyna nie dawała mi spokoju. Na szczęście, w dzisiejszych czasach wystarczy komputer, dostęp do internetu i kilka informacji żeby kogoś sprawdzić. Kilkanaście minut zajęło mi znalezienie informacji o tym, że doktorek był zaręczony. Jego przyszła żona nazywała się...
- O cholera. - wpatrywałam się w fotografię z niedowierzaniem. - To niemożliwe. - miałam mętlik w głowie. Teraz rozumiem skąd Florian może mnie znać. Pytanie brzmi: jakie ma wobec mnie zamiary?

~ Marcus ~

- No przecież już idę. - kto jest na tyle normalny żeby dobijać się do drzwi o trzeciej nad ranem? I to w dodatku w dniu zawodów. - Czego chce... Suz? - Schuster nie wyglądała za dobrze. Andreas nie wspomniał, że wychodzi ze szpitala.
- Obudziłam Cię. Przepraszam ja tylko... Wiem, że powinnam... Zresztą nie ważne. Pójdę sobie. - w ostatniej chwili złapałem ją za rękę.
- Nie będziesz się włóczyć po nocy. Andreas by mnie zabił gdybym Ci na to pozwolił. - w gruncie rzeczy zrobiłem to dla siebie, nie dla niego. Kilka minut w jej towarzystwie może w końcu sprawi, że zacznę traktować ją jak koleżankę, a nie jak dziewczynę, z którą mógłbym być. - Napijesz się czegoś?
- Wody, jeśli to nie problem. - była strasznie blada.

 SUZANNE - Dlaczego on tak dziwnie mi się przygląda? Może Andreas zdążył go powiadomić o tym, że uciekłam?

- Żaden problem. Już przynoszę. - słyszałem wibrujący telefon, ale nie mogłem teraz pozwolić jej czekać. - Proszę.
- Dziękuję. - jej uśmiech nie jednemu facetowi pewnie zawrócił w głowie.

 SUZANNE - O matko. Zaczynam rozumieć, że to nie był dobry pomysł.

- Co Cię sprowadza? Andreasa nie ma. - po co ja w ogóle o nim wspominam?
- Nie przyszłam do niego. - upiła łyk wody i spojrzała na mnie. - Jestem tu, bo chciałabym Cię o coś prosić.
- Zrobię co tylko będę mógł. - a może jest jeszcze dla mnie jakaś szansa...
- Muszę Cię prosić o przysługę. Naprawdę dużą. - zamilkła, a ja zacząłem się zastanawiać, czy zbyt pochopnie nie zgodziłem się jej pomóc. - I musisz mi obiecać, że Andreas się o tym nie dowie. Nikt poza Tobą nie może o tym wiedzieć. 
- Zgoda. - w milczeniu słucham jej opowieści. Widzę, że wracanie do przeszłości sprawia jej ból. Szczególnie rozmowa o zmarłej mamie. Kiedy nagle urywa w pół zdania wiem, że jej wizyta będzie miała nieprzewidziane konsekwencje.


Dla nas obojga zresztą...

czwartek, 3 stycznia 2019

X. ... the moment I saw You cry...

...So I lay my head back down
And I lift my hands and pray
To be only yours I pray
To be only yours
I know now you're my only hope...


tydzień później

~ Suzanne ~

Zastanawialiście się kiedyś co dzieje się z naszą duszą po śmierci? Ciało to inna sprawa, ale dusza... Zastanawialiście się kiedyś jak to będzie kiedy znikniecie już z tego świata? Czy bliscy będą o Was pamiętać? Czy Ci, którzy deklarowali dozgonną miłość będą wspominać wspólnie spędzone chwile? Ostatnio bardzo często myślę o śmierci. Próbuje sobie wyobrazić świat beze mnie. W końcu jestem tylko jedną małą nic nieznaczącą gwiazdą na niebie pełnym podobnych do mnie. Czymże jest jedna śmierć? 

- Suzanne nie możesz ciągle o tym myśleć. - wiem, że mama ma rację, ale świadomość zbliżającego się końca sprawia, że nie czuję się na siłach udawać, że wszystko jest w porządku.
- Wiesz mamo, długo nie potrafiłam wybaczyć Tobie i tacie tego, że ukrywaliście przede mną Twoją chorobę. A teraz... robię dokładnie to samo i szczerze mówiąc, nadal tego nie rozumiem.
- Chcieliśmy Cię chronić. - czuję jej dotyk. Doskonale pamiętam jak gładziła mnie po włosach, gdy chciała mnie pocieszyć.
- Więc to jest ta doskonała wymówka? Mam powiedzieć Andreasowi, że okłamywałam go, bo chciałam go chronić? Przecież to okrutne.
- Powiedź mi zatem, dlaczego nadal nie powiedziałaś mu prawdy? - długo zastanawiam się nad odpowiedzią.
- Kocham Go. - mama uśmiecha się do mnie.
- Skoro tak, to zachowaj się jak dorosła osoba i powiedź mu prawdę. - przymykam oczy w nadziei, że mama zmieni zdanie. - Powiedź mu całą prawdę, Suz.
- Nie wiem o czym mówisz mamo. - udaję, ale i tak wiem, że to nic nie zmieni. Moja próba wyparcia wspomnień nie sprawi, że one znikną.
- Myślę, że wiesz kochanie. - chcę powiedzieć coś jeszcze, ale nagle mama znika.

- Przepraszam. Nie chciałem Cię obudzić. - leki, które podał mi Wolfe powoli przestają działać i ból ponownie daje o sobie znać. - Claudia chciałaby Cie odwiedzić, ale lekarze uważają, że to nie najlepszy moment na wizyty.
- Przecież nie umieram. - próbuje żartować, ale po minie taty wnioskuję, że on już wie. - Przepraszam. - mówię niemal niesłyszalnym szeptem. 
- Nic się nie stało, skarbie. - wiem, że kłamie. Wiem, że jest na mnie wściekły, bo ukrywałam przed nim coś tak ważnego.
- Pamiętasz jak kilka dni po pogrzebie mamy zabrałeś mnie do lekarza? Udawałam, że się nie boję. Ale prawdę powiedziawszy byłam przerażona. Czułam, że prędzej czy później okaże się, że skończę w szpitalu pozbawiona szansy na przeżycie wszystkiego po raz pierwszy. - wiem, że moje słowa sprawiają mu ból, ale nie chcę żeby czuł się winny. - Już wtedy... - nie jestem w stanie wykrztusić z siebie kolejnych słów. - Tatusiu ja nie chcę umierać. - czuję jak moje policzki robią się mokre od łez. 
-  Suz... - przytula mnie do siebie jak wtedy, gdy mama od nas odeszła. W końcu zaczyna do mnie docierać, że muszę zacząć o siebie walczyć. Nie dla taty ani Andreasa - tylko dla siebie samej. Dopiero po chwili orientuję się, że nie jesteśmy w pokoju sami. Podnoszę głowę i natrafiam na spojrzenie Floriana. Wiem, że udaje - podobnie jak ja. Jego gesty, to jak zachowuje się w stosunku do mnie, gdy jesteśmy sami - nie wygląda na zwykłą troskę o pacjenta.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Muszę zabrać Suzanne na dodatkowe badania. - tata wygląda na nie pocieszonego.
- Przyniesiesz mi zdjęcia małej? - czuję, że nie szybko dane mi będzie zobaczyć moją siostrzyczkę na żywo.
- Jasne. Podrzucę je Andreasowi. Powiedział, że wpadnie dzisiaj. - Wolfe zaciska ze złości zęby. - Kocham Cię. - tata całuje mnie w policzek i wychodzi. Florian zamyka za nim drzwi i siada na moim łóżku.
- Powiedź mi Suz, co takiego ma w sobie ten dzieciak? Co sprawia, że patrzysz na niego tak jakby był całym Twoim światem? - nie rozumiem tego pytania.
- Może po prostu, on właśnie jest całym moim światem. - moja odpowiedź nie przypada mu do gustu.
- Ciekaw jestem jakby się zachował gdyby poznał prawdę. 
- Nie możesz tego zrobić. Obowiązuje Cię tajemnica lekarska. - tylko czy na pewno?
- Może mi się wymsknąć. Całkowicie przypadkiem. - jego głos... nabiera zupełnie innej barwy. Niespodziewanie Florian pochyla się nade mną i delikatnie muska swoimi ustami moje. 
- Nigdy więcej tego nie rób. - cedzę każde słowo. - Jesteś moim lekarzem. Nikim więcej. Nie życzę sobie takiego zachowania z Twojej strony. - czuję się zdradzona. Udawał mojego przyjaciela tylko po to żeby mnie wyrwać? Czy to w ogóle możliwe?
- Daj spokój, oboje doskonale wiemy, że kiedy tylko Wellinger dowie się o Twojej chorobie zniknie. Zostaniesz wtedy sama. - Florian wstaje i robi krok w stronę drzwi. - Będę wtedy obok, by otrzeć Twoje łzy. 
- Niedoczekanie Twoje. - Wolfe wzrusza jedynie ramionami i wychodzi z sali. Zostaję sama ze swoimi myślami. A co jeśli on ma rację? Co jeśli Andreas naprawdę zostawi mnie zaraz po tym jak tylko dowie się prawdy? 

- Wsłuchaj się w siebie. Wiesz, że Andreas taki nie jest. 

CZY ABY NA PEWNO??

~ Andreas ~

- Nadal nie rozumiem jak mogłaś nie zawiadomić mnie o tym, że Suzanne leży w szpitalu. - próbuje jakoś ogarnąć tę sytuację. Mam wrażenie jakby od bardzo dawna moja siostra coś przede mną ukrywała. Coś ważnego, coś co powinien wiedzieć.
- Nie wiedziałam jak Ci o tym powiedzieć. Miałam na godzinę przed zawodami zadzwonić i powiedzieć, że Suz leży w szpitalu? To według Ciebie powinnam była zrobić? - wiem, że Julia na rację, ale to nie zmienia faktu, że mnie okłamała.
- Musisz mi obiecać, że już nigdy niczego przede mną nie ukryjesz. - widzę jej zawahanie. - Julia? - ponaglam ją.
- No obiecuję. - jej odpowiedź kompletnie mnie nie przekonuje. - A teraz wybacz, ale jestem umówiona. - moja siostra zabiera swoją torebkę i wychodzi. Dopiero po kilku minutach orientuje się, że zostawiła swój telefon. Aż mnie korci, by sprawdzić czy ona i Suzanne piszą do siebie. Ostatecznie jednak rezygnuje z tego pomysłu i odkładam telefon na miejsce. Po kilku minutach wychodzę z mieszkania i kieruję się w stronę szpitala. Od tygodnia spędzam tam więcej czasu niż na skoczni. Marcus nadal się do mnie odzywa, co w sumie nie jest niczym dziwnym. Co prawda chłopakom udało się wywalczyć złoty medal, ale Eisenbichler uparcie twierdzi, że ze mną byłoby to dużo łatwiejsze. Całą drogę zastanawiam się nad zachowaniem moich sióstr. Skoro wiedziały o tym, że Suz jest w szpitalu dlaczego żadna z nich nie raczyła mnie o tym poinformować? Może przesadzam i szukam dziury w całym, ale ... Właśnie to małe "ale". Stoję przed drzwiami sali, w której leży moja dziewczyna i po raz pierwszy chyba zaczyna do mnie docierać, że Suzanne Schuster jest kimś ważniejszym. Bez niej nie czułem się... niekompletny. Zupełnie jakby to jej obecności brakowało mi przez tych kilka minionych lat. W końcu zdobywam się na odwagę i naciskam klamkę. W drzwiach prawie zderzam się z Florianem. Jego obecność sprawia, że zaczynam czuć się zagrożony. To dziwne uczucie. Wiem, że Suz nie jest jak większość dziewczyn. Uśmiecha się do mnie i wszystkie moje obawy znikają.
- Cześć. - podchodzę do niej, pochylam się i całuję ją czule na powitanie. Suz niemal natychmiast oddaje pocałunek, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to właśnie na nią czekałem całe swoje życie. - Tęskniłem. - jej uśmiech jest wszystkim, czego potrzeba mi w tej chwili do szczęścia.
- Musimy porozmawiać. - brzmi groźnie. - Był u mnie Marcus i...
- Przyszedł się poskarżyć?
- Dlaczego od razu się irytujesz? Nie masz mnie na wyłączność Andi. - to zabolało.
- Jasne. - tylko tyle zdołałem z siebie wykrztusić.
- Wiesz, że nie to miałam na myśli. - posmutniała, a ja nie potrafię się na nią długo gniewać. - Przyszedł do mnie, bo nie wie jak zacząć rozmowę z Tobą. Podle się czuję, bo to wszystko moja wina.
- Nie myśl o tym. Obiecuję, że z nim porozmawiam, dobrze? - znowu ten uśmiech. Wszystko bym oddał, by witała mnie nim co rano.
 -Nie zapędzaj się tak. - no tak... witaj z powrotem.
- Jest jeszcze coś... - nagle do sali wpada zdyszana Julia.
- Masz... mój... telefon? - wygląda jakby biegła całą drogę.
- Tak. - wyciągam z kieszeni jej komórkę. Julia i Suz wymieniają między sobą dziwne spojrzenia. Mają przede mną tajemnice, którą muszę poznać.
- Dzięki. - moja siostra wybiega na korytarz jakby goniło ja stado wściekłych psów.
- Coś mówiłaś. - próbuję wyciągnąć coś z Suz, ale dziewczyna nagle milknie. 
- Zastanów się dobrze, zanim zrobisz to, o czym myślisz. Ona nie jest taka jak Ci się wydaje. - to już przestaje być zabawne..
szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis